Kilogram zdrady i szczyptę miłości, poproszę.


źródło: www.picjumbo.com

- Coś podać? Wesoły głos sprzedawczyni wyrwał ją z zamyślenia.

Stała w cukierni bezwiednie patrząc w błyszczącą szybę. Pączki, precle, drożdżówki z makiem. Omlety, eklerki. Kaskada smaków i zapachów. Otworzyła małą czerwoną portmonetkę, noszącą wyraźne ślady upływającego czasu. Lubiła ten niewielki portfelik, dostała go od babci na osiemnaste urodziny. W środku był wyściełany amarantową tkaniną ze złotym, kwiatowym motywem. Przerzuciła palcami w jego wnętrzu, otoczył ją głośny dźwięk uderzających o siebie monet, słyszalny chyba tylko dla niej. Dwadzieścia siedem złotych, trzydzieści dwa grosze. Jej cały majątek.

- Dwa pączki, z budyniem, i trochę tych kruchych ciastek na wagę poproszę. O tak, tych z cukrem. Ile? No wie pani, pani Helenko. Tak ze dwie garści. Dziękuję, dobrego dnia.

Niewiele miałam w portfelu jak na dorosłą kobietę, co? Pewnie mi się dziwisz? Wiesz, studiowałam, byłam pełna optymizmu. Wierzyłam, że znajdę pracę. Wierzyłam, że znajdę miłość. Wierzyłam, że tyle przede mną. A potem czas zweryfikował tak wiele. Tego dnia miałam zacząć moją pierwszą pracę. To nic, że ja ambitna studentka zootechniki, miałam pracować na produkcyjnej hali. Radość była niesamowita, ponieważ dotychczas żyłam na garnuszku mamy, choć ten garnuszek był bardzo lichy. Wspomagałam siebie i mamę skromnym studenckim stypendium. Byłam grzeczną dziewczyną z zasadami. Tak mi się przynajmniej wydawało. Perspektywa zmianowego etatu też mnie nie przerażała. Skoro inni mogą, to mogę i ja. No i w obietnicach była wizja całkiem niezłych pieniędzy. 

***

- Tutaj, o tutaj jest pani umowa, bardzo proszę, należy podpisać, o tu, wskazał palcem w miejsce na kartce, pod którym widniało zapisane małym drukiem ‘data i czytelny podpis’.

- Czytelnie?

- Jak widać, uśmiechnął się sympatycznie młody kierownik zmiany. Tu jest regulamin i zakres pani obowiązków. Po lewej stronie jest szatnia, po prawej pomieszczenie socjalne, tam w czasie przerwy może pani się napić kawy. Pani Beata oprowadzi panią po hali, i chwilowo zostaje ona pani mentorką. Torbę póki co, może pani zostawić tu w biurze. Powodzenia. Aha, i proszę mi mówić po imieniu, jeśli to nie kłopot. Eryk jestem.

- Michalina, podali sobie dłonie.

Tak to wszystko się wówczas zaczęło. Tak poznałam Eryka. Jakieś dwa miesiące później, poczułam, że oddycham. Że wszystko się układa, pensje wpływały na konto, starczało na raty, na odkucie się, na pomoc mamie. No i na ciastka. Cukiernię Pani Helenki mijałam zawsze idąc na autobus, którym dojeżdżałam do pracy. Pulchna kobieta, z tlenioną trwałą i białym daszkiem machała mi prawie codziennie, a ja często do niej zachodziłam. Ten zapach słodkości zawsze mi się tak przyjemnie kojarzył. Z początkiem sztuki, w której zaczęłam odgrywać drugoplanową rolę. Gdybym wtedy wiedziała, że te wszystkie elementy, to elementy sztuki prymitywnej…

***

‘Chciałbym pogadać. Nie w pracy, może po? Miałabyś jutro czas?’

‘Jasne’

Nie wiem dlaczego, ale natychmiast się zgodziłam. Wiadomość przyszła na facebooku, kiedy akurat scrollowałam tablicę, zabijając czas i realizując receptę na nudę. Mój związek od dawna się sypał. Przynajmniej w moim mniemaniu. A w spotkaniu z Erykiem nie widziałam wówczas niczego złego. Bo co z tego, że był moim kierownikiem? Spotkaliśmy się następnego dnia po pracy. W parku. Nawet nie wiedziałam, że on ma takie ładne, duże szare oczy. Jak ciekawostkę dodam, że razem z nim, w naszej firmie pracował jego brat bliźniak. Zazwyczaj wszyscy ich mylili, ja natomiast nigdy. Eryk miał łagodniejsze rysy twarzy, był weselszy i zabawniejszy. No i miał to coś. Niestety…

Wiesz, to nie jest tak, że on tak po prostu znienacka napisał. Propozycję spotkania poprzedzało wiele internetowych rozmów. Wiele. Może zbyt wiele? Opowiadał mi dużo o sobie, głównie o pracy, podróżach, poczuciu samotności… I gdzieś w tym wszystkim nie wiedząc kiedy się zatraciłam…

***

- To dla mnie? Wręczył jej bukiet białych tulipanów.

- Mówiłem przecież, że chcę się jakoś zrewanżować, za to, że przegadujesz ze mną niejednokrotnie noce. Przepraszam, że musiałaś chwilę na mnie poczekać. Korki. Uśmiechnął się zalotnie. Obok niej leżała kartka i ołówek. Podniósł je. Rysujesz? Zapytał. Niebywałe! Ja też. 

Faktycznie, wielokrotnie, jak się później okazało musiałam na niego czekać. Kilka, kilkanaście minut. Do godziny. Ale wtedy o tym nie myślałam. Zresztą, tym mnie chyba kupił. Kwiatami, rozmową o rysunku. Ja, skromna studentka, on kierownik. Imponowało mi, że zainteresował się właśnie mną. W naszej firmie było tyle pięknych kobiet. Jedno spotkanie, kilka chwil, a ja czułam, że chcę go widzieć kolejny raz. I to nie tylko w pracy. Czułam, że jesteśmy dwiema artystycznymi duszami, które odnalazły się po długim czasie. Chodziliśmy na spacery, jeździliśmy na wycieczki ‘donikąd’. Przytulał mnie jak nikt, całował mnie jak nikt. Trudno było mi się z nim rozstawać, wracać do mojej konserwatywnej mamy, do szarego świata. 

- Tylko nie mów o nas nikomu, prosił.

Rozumiałam, kierownik i podwładna. Uśmiechał się więc do mnie ukradkowo, czułam wówczas takie ciepło na sercu. Dyskretne spotkania na magazynie, kiedy nikt nie widział. To była nasza mała codzienność. Kłamałam jak z nut, mamę, chłopaka, wmawiałam im, że mam nadgodziny, że mam zaliczenia, że się uczę u koleżanki, że przygotowuję jakiś projekt na uczelnię. Wierzyłam w każde jego słowo, o jego życie w zasadzie za wiele nie pytałam. I to był mój błąd…

***

"Nie potrafię spojrzeć Ci w oczy, a muszę Ci coś powiedzieć. Mam żonę. Też pracuje u nas, ale na innej zmianie."

Zamarłam. Żona? Nie wiedziałam co powiedzieć. To było dla mnie zupełnie nierealne. On, trzydziestolatek, żona od siedmiu lat. Kto teraz się żeni w tak młodym wieku… Nie odpisałam mu, musiałam mieć czas na przemyślenie, na poukładanie tego bałaganu, który miałam właśnie w głowie. Dlaczego nie powiedział mi o tym wcześniej. Dlaczego ja głupia się nie domyśliłam. Przecież wszystkie spotkania były układane pod niego. Brakujące puzzle zaczęły mi się układać w jedną całość. Z tamtych strzępek urywanych zdań pamiętam, że wyszłam z domu. Mijałam ludzi o zamazanych twarzach, zatykałam uszy, szłam przed siebie. Wszystko wirowało, bolały mnie uliczne dźwięki.

Nie odpisałam.

A on nie odpuszczał. Tłumaczył mi zdawkowo, że to nie to. Że pochopna decyzja o małżeństwie. Że im się nie układa. Nalegał na spotkanie, tłumaczył zawzięcie, że nigdy nie czuł do nikogo tego, co czuje do mnie. 

Uległam. Jednak. Wyłączyłam wszystkie moralne wartości, które były dotąd w mojej głowie. Przecież jemu się nie układało, mnie też. Tyle jest przecież takich historii, że prawdziwą miłość odnajduje się po czasie, kiedy dawne decyzje są już dawno podjęte…

***

- Jesteś pewien, że to dobry pomysł? A jeśli ona wróci?

- Nie wróci, spokojnie. Do rana jest w pracy. Nalać Ci wina?

Uśmiechał się szelmowsko, wino w kieliszkach, stygnąca zapiekanka z kurczakiem, w głośnikach Edyta Gepert, i to jego piękne mieszkanie z widokiem na panoramę miasta. Nasz mały raj, świat należał do nas. Zbliżenie, euforia. To nic, że jego sypialnia, to nic, że z białych ramek raziły mnie po oczach ich ślubne zdjęcia. Jedyne o czym patrząc na nie myślałam, to czy zdołamy pokonać wszystkie przeciwności, które nas czekają…

Nawet moja mama jakoś musiała to przełknąć. Jej jedyna córka spotyka się z żonatym mężczyzną. Poznała go nawet. Sama stwierdziła, że przy nim jestem zupełnie inna. Tryskałam radością według niej. I tak też sama się czułam. Zerwałam z moim chłopakiem, dla niego. A on… A on miał powiedzieć żonie.

Wiem, co sobie możesz myśleć. Tak, kochaliśmy się wielokrotnie w jego mieszkaniu. Czy żałuję? Wiesz, nie odpowiem, dobrze?

***

- Nie mogę jej zostawić. Nie teraz. Zrozum.

- Jak to nie możesz? Czy ty jej w ogóle powiedziałeś, o nas, o tym, że to koniec, że wy się do cholery rozstajecie?

- Przepraszam. Nie teraz.

Kiedy jej powiedział, rozpętało się u niego piekło. Bracia nie dawali mu żyć, jego żona nachodziła mnie w domu, w pracy również utrudniała mnie i jemu życie. Przecież ona jest z domu dziecka, miała trudne życie, jak on mógł jej coś takiego zrobić. Jego rodzina była nieugięta w swoich poglądach. On też zaczął się zastanawiać. Były łzy, dużo łez. Jej, moje, jego. 

Ja tylko w duszy się pytałam: Gdzie jego obietnice, że będzie ze mną? Co ze słowami, że nie wyobraża sobie życia beze mnie? Że to ja powinnam być przy nim nie ona…

Przemawiał przeze mnie krzyk rozpaczy. Wkładałam palce we włosy, i wtedy zrozumiałam co to znaczy rwać włosy z głowy. Błąkałam się bezwiednie po mieszkaniu, brakowało mi łez, brakowało mi wszystkiego. Chciałam gryźć ściany. Chciałam zniknąć. Chciałam, żeby dni się kończyły i nie zaczynały.

Chciałam być kreatorką dobrej historii. Finalnie stałam się kreaturą samej siebie. Mój świat się zawalił. Znowu zostałam sama. Bez chęci do życia. Nie chciałam jeść, nie mogłam spać. Dwa miesiące zajął mi powrót do rzeczywistości. Wzięłam zwolnienie lekarskie, ale na krótko. Wróciłam do pracy, mijałam jego żonę, wszystko przypominało mi jego. Wróciłam do mojego chłopaka, wybaczył mi. Wszystko wracało do normy, tak mi się przynajmniej wydawało.

***

„ Możemy się spotkać? Proszę. Bardzo mi na tym zależy”

Przerzucałam bezwiednie kolejne strony książki, kiedy sms o tej treści wyrwał mnie z zamyślenia. Nie odpisałam.

„ Odezwij się. Proszę. Napisz, cokolwiek.”

Nie odpisałam.

„ Nie rób mi tego, Miśka. Ja oszaleję.”

Nie odpisałam.

***

Wróciłam do domu z nocnej zmiany i pod drzwiami znalazłam list, wielkiego pluszaka i bukiet kwiatów. Błagał o spotkanie. Nie wiedziałam czy się zgodzić. W ostatniej chwili pojechałam. Jak go zobaczyłam wróciło wszystko co tłumiłam w sobie przez ostatni czas. Eryk uśmiechnął się do mnie i mocno mnie objął. Znowu poczułam to ciepło rozchodzące się w moim sercu. Ale nie liczyłam już na nic. Szczególnie na życie razem bo on podjął już przecież decyzję. Tylko że ja nie umiałam istnieć bez niego. Przywiązałam sie do kogoś kto był dla mnie nieosiągalny.

Pytasz mnie, jak jest dzisiaj? Nadal się spotykamy. Mimo, że on ma nadal żonę. A ja mam nadal chłopaka. Nauczyłam się nie pokazywać swoich emocji. Każdego dnia muszę ukrywać, że w moim życiu nadal jest Eryk. Wiem że przyjdzie taki dzień, kiedy będzie musiał całkiem zniknąć z mojego życia, kiedy ja wyjdę za mąż albo on będzie miał dziecko. Nazwijmy rzeczy po imieniu. Jesteśmy kochankami.

***

- Coś podać? Znany zapach małej cukierni przywołał na nowo to, o czym chciała zapomnieć. Tak dawno jej tu nie było…

-  Kilogram zdrady. I szczyptę miłości, poproszę…



 Spodobał Ci się ten tekst? 
Znajdziesz mnie też na facebooku. O tu: KLIK

Podobne wpisy

0 komentarze