Wirtualna gra

 




- If a moment is all we are, or quicker, quicker – śpiewam, kiedy to leżymy na plecach słuchając linkin park – one more lith.

- Who cares if one more light goes out? Well I do… dodaje Marika i momentalnie przewraca się na brzuch, trącając mnie łokciem pod żebrami.

- Auuua, zwariowałaś? Długo mam jeszcze siedzieć z tą przyklejoną do brwi, śmierdzącą zbukiem mazią?

- Chcesz być piękna, musisz cierpieć. Jeszcze chwila. Mów no lepiej jak tam twój jeden blask gasnący w niebie miliona gwiazd?

- Na niebie miliona gwiazd widzę tylko pojebany świat, w którym toczy się pełna kciuków i serc wirtualna gra.

- Aż tak?

- A nie? – pytam. Nie zalajkowałaś nigdy o północy starego zdjęcia swojego byłego? Nie mów, że nie znasz tej gry, i tych całych reguł z nią związanych. Ja osobiście czuję, że jestem w niej o krok od poziomu mistrza. To taka psychologiczna gra. Czasem zaczepka a czasem sypanie solą otwartych ran. Chodzi o to, że zanim z kimś zagadasz polajkujesz mu szesnaście zdjęć i poczekasz na reakcję. W przypadku jej braku dasz lajka na stare zdjęcie, na przykład górskiego widoku.

- Nie mów, że Darek!?

- Darek. Król serc. Nie zapomnij o mnie nigdy. Nie chciałem cię i nie chcę, ale hejka, pamiętaj, bo dawno się nie odzywałaś, więc wysyłam ci osiemnaste serce, bo lubię górskie widoki i dobrze, żebyś wiedziała. Pamiętasz, jak byliśmy tam razem? Lubię to, sercem, o! No to fajnie, że zauważyłaś, to pa. Kochana mam nadzieje, że widziałaś to serce ode mnie, to już serio pa. Wracam do swojego życia ale nie zapomnij o mnie serio. Dobra, już ostatnie serce. Nie zapomnisz?

- No dobra, ale oprócz Darka byli jeszcze ci, no jak im tam, dajesz…

***

Paweł.

Stoi obok stolika w małej kawiarni i nerwowo szuka czegoś w kieszeniach.

- Pij, bo jeszcze ciepła – mówię, wskazując ruchem głowy na parującą zimową herbatę. Weszliśmy tu przed chwilą, zmarznięci po krótkim spacerze. Moi znajomi idą dziś na kręgle, i tak sobie pomyślałam… Czekaj, coś się stało? Czego ty tak szukasz? - zaczynam się śmiać.

- Żony szukam, odpowiada i siada. Na całe życie. Ja i ty idący razem przez piekło porozrzucanych skarpet, góry prania i talerzy do pozmywania.

- Awantur o chuj wie co i pretensji też wie o co – zaskoczona własną reakcją pośpiesznie odpowiadam.

- Wiesz, ty się śmiejesz, a wiesz jak w tych czasach trudno o kredyt hipoteczny? A tak moglibyśmy razem wziąć go na nasze m2 o powierzchni trzydziestu dwóch metrów kwadratowych, plus komórka lokatorska. Do tego dzieci, karta dużej rodziny, czasy są jakie są, kwestie szukania oszczędności stawiam na piedestale. A i słuchaj, jakbyś była uprzejma zapłacić, ja tylko skoczę do toalety, i będziemy się powoli zawijać, do ojca jeszcze muszę jechać, a i zapomniałem portfela, sama rozumiesz, nie będzie kłopotu, super, to dzięki.

Skrzyżował nogi, pokazując tym samym, że musi na już, i zniknął za drzwiami z ikonką równobocznego trójkąta skierowanego wierzchołkiem w dół symbolizującego męską toaletę.

Za oknem prószył pierwszy śnieg, powoli przykrywając brukową kostkę i szczyty dachów. Zupełnie nie wiedząc dlaczego, czekałam na niego ubrana przy drzwiach.

- To co? Zaryzykujesz?

Wrócił i bez cienia wahania zapytał.

***

Igor.

- A chleb pieczesz?

- Chleb? Nie, chleb nie, ogólnie to nic raczej nie piekę, jąkam się zaskoczona, jak na maturze z geografii w dwa tysiące ósmym roku.

- To czekaj, ty w opisie profilu zaznaczasz jaki ma być facet a nawet chleba nie pieczesz? Pranie na tarze też pewnie jest ci obce? Nie no, to sobie chyba darujmy. Ja mam sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu i mam prawo mieć jakieś, no tego, oczekiwania, żeby mi tego, na stół coś przynosić. Dobra, kredytu hipotecznego to ja z tobą nie wezmę.

Kredytu. Nie wezmę.

Odetchnęłam.

***

Bartek.

- Ha, ale uroczo chrumkasz jak się śmiejesz, jak taka świnka, ha ha, no no fajnie, świnka, podoba mi się, chętnie poświnutszę, popiszę, wymienię się softami, wiesz, dyskretnie…

- Dyskretnie… przełykam ślinę.

- No dyskretnie, bo ja wiesz, no, jestem żonaty. Ale szukam bratniej duszy.

- Czyli masz kogoś…

Przerywa mi.

- Co za różnica? Mam kogoś, poznam kogoś. Wiesz, ja się serio angażuję, daję dużo z siebie. Człowiek pasja. Teatr, jeszcze raz teatr, później jakieś kino, coś, netflix, film. Interesują mnie ludzie.

- I szukasz kogoś…

Znów mi przerywa.

- Szukam relacji bez oczekiwań i napinki. Opartej o seks i dobrą szamę. Taki no wiesz, orgazm mózgu i ciała.

- No…

- Podsumowując szukam zboczonej pani do regularnych miłych spotkań, zabawy we dwoje, kogoś kto zajmie się moimi dużymi, samotnymi kuleczkami…

***

- No, to już rozumiesz? Polecam ten styl życia, Żanet Kaleta.

- Żanet Kaleta. Kobieta która wkurwia pół polski.

Trzymamy się za brzuchy i głośnio śmiejemy.

- Ja pierdole. Chyba dziś jakoś wybitnie docenię to, że mam stara Sławka. Kurwa, jakaś środa, coś, bez kitu. Że ty umiesz w te randki, bo ja to bym mówiąc szczerze nie umiała. Ale dobra, wróćmy na chwilę do Darka. Bo byliście w tych górach, wróciliście i co?

- Nie odzywał się. Ślęczałam nad telefonem myśląc od czego zacząć wiadomość. Daruś. Darson. Dareczek. Daro… W końcu trzeciego dnia napisałam krótkie:

- Hej, co tam słychać, spotkamy się jeszcze?

- I co? Odpisał?

- No odpisał. Ale wolałabym żeby nie. Nie powiem. Dobra, już czekaj, dobra, zostaw, już ci powiem. Albo nie, zobacz, sama to przeczytaj, już szukam i ci pokażę.

- Hej, u mnie spoczi, i możemy jeszcze kiedyś skoczyć razem na jakąś kawczi, tylko jest jedno ale...

Błagam, MIEJ BRWI.



Podobało Ci się? Będzie mi niezmiernie miło, jeśli zostawisz po sobie jakiś ślad. Możesz na przykład dać mi lajka. O tu: KLIK Instagram tu: KLIK


Na Wasze historie czekam tu: glupiesercee@gmail.com lub tu: KLIK


Źródło zdjęcia: unsplash com

Podobne wpisy

0 komentarze