Jesienny spektakl.


Wiatr grzechocze za pomocą suchych liści niczym grzechotka w rączce niemowlaka.
Potrąca nimi bezlitośnie z całych swoich sił.
Drzewo tańczy, wygina się na wszystkie strony w rytm tych cichych dźwięków.
Próbuje pozbyć się liści jak zbędnego balastu.
Pierwszy, złoto - rudy listek nie wytrzymuje wstrząsu i powoli odrywa się od gałęzi.
Kręci się, wiruje jakby tańczył walca , zatrzymuje się i zmęczony, bezszelestnie opada na ziemię.
Po chwili następny idzie w jego ślady.
Szybuje wysoko ku górze po czym zatacza koło i kręcąc efektowne piruety powolutku schodzi w dół, opada lekko, żeby słodko usnąć gdzieś w kąciku.
Potem następny, następny i jeszcze jeden.
Jestem świadkiem teatrzyku wyreżyserowanego przez Matkę Naturę.
 Spektakl, w którym główną rolę odgrywa czas.
Tak, czas tu gra pierwsze skrzypce.
Niczym sławny artysta bez wysiłku tworzy dzieła mieszając kolory.
W jednej chwili jak za pomocą magicznej różdżki obsypuje nas całą gamą barw.
 Marze pędzlem na brązowo, złoto i zielono.
Precyzyjnie wypełnia nasyconą czerwienią owoce jarzębiny.
Gdzieniegdzie rzuci jeszcze plamkę żółci i fioletu po to, żeby za chwilę zalać to wszystko bielą.

Ogarnia mnie melancholia na myśl, że zaraz drzewa zostaną całkowicie ogołocone z liści odkrywając drugie - szare oblicze polskiej jesieni.



















Płaszcz - Marks&Spencer / Sukienka - boohoo / Botki - Mohito / Torebka, okulary - H&M



Podobne wpisy

0 komentarze