Ułamek sekundy.


źródło: archiwum domowe

Poranny chaos, rozpętana walka z czasem. Szybkie, stabilne kroki, prawie biegnę. Lewą ręką trzymam kraciastą sukienkę, dociskając ją do lewej nogi. A ona roztańczona jak baletnica ucieka mi raz po raz wirując swoim rytmem. Jest przyjemnie i mimo braku słońca, wszystko ma taki bardziej wiosenny aniżeli zimowy wydźwięk.

Mam w głowie plantację pozytywnych myśli, które regularnie podlewam. Śmieję się więc sama do siebie. Na głowie kiermasz rozmaitości, dzień więc ogłaszam dniem chujowych włosów. Wyrwę z impetem tę kartkę z kalendarza.

- Małą wodę gazowaną poproszę, dziękuję, wybiegam.

Panienka weźmie? Słyszę za sobą.

To do mnie? Ułamek sekundy. Obracam głowę.

Panienka, weźmie drogo nie liczę. Po trzy złote.

Obracam się, pakuję wodę do torebki, przewieszonej przez prawą rękę. Mieszam dłonią, kolejny raz czegoś szukam. Mam wrażenie, że mam tam wszystko, wszystko czego mi absolutnie nie potrzeba. Zerkam na starszą, siwą kobietę. Włosy ma spięte, cienkie, przygładzone. Tuż pod jej nogami stoi małe wiaderko z różowymi kwiatkami zapętlonymi sznurkiem. Małe zgrabne bukieciki. Wzięłabym, ale przecież tak się spieszę, nie będzie mnie teraz w domu, cały dzień mnie nie będzie, nie mam takiego małego wazonu, może ją jakoś ominę… Nie, to nie jestem ja…

- Wzięłabym, ale nie będzie mnie teraz w domu, wie pani, boję się, że zmarnieją…

- Dam w folii, wody tam trochę naleje… Panienka weźmie?

- Niech pani da, biorę.

- Reszta woła.

- Dziękuję, nie trzeba.

Odwracam się, zostawiam jej uśmiech.

Odchodzę pół kroku, słyszę kilka rzuconych jakby w eter wyrazów. Nie wiem, czy były one skierowane do mnie. Czy ona mówiła do siebie.

„Na aptekę mi przybrakło, dlatego tak się męczę…”

Są chwile, które w ułamku sekundy zmieniają cały dzień.

***

Wchodzimy rozbawione do galerii. Zimne powietrze miesza się z ciepłym. Drzwi rozsuwają się ze znajomym dźwiękiem specyficznego szumu. Prawie na wprost wejścia, lekko po lewej stronie stoi kilka lakierowanych ławek. W dużej, popękanej dłoni ściska uchwyt sfatygowanej reklamówki. Ułamek sekundy. Nasze spojrzenia się spotkały, spojrzałam na niego mimowolnie. Szturchnęłam ją lekko ramieniem, przytaknęła. Siła porozumienia, taka bez słów.
 
- Przepraszam, czy pan jest może głodny?

Podnosi się lekko, prostuje, reklamówka mocniej zaciska się w jego pięści, oczy zmieniają wyraz, maluje się w nich zaskoczenie. Milczy. Przełyka ślinę w taki sposób, że staje się to słyszalne. Podpiera się dłońmi o ławkę, jest jakby zmieszany, nieprzygotowany na człowieka, który go znienacka zaczepi. Mówi takim nieśmiałym głosem zaskoczenia, no tak… Zjadłbym coś ciepłego, nawet można kupić, wskazuje palcem, o tam na górze.

- Na co pan ma ochotę?

- To może hot doga? Dziękuję… naprawdę…

Chwila ciszy.

A mogę dwa? To będzie dla kolegi…

Są chwile, które w ułamku sekundy zmieniają cały dzień.

***

Stała droga z pracy. Znajomy schemat. Kluczyki, jadę i niepostrzeżenie wybieram inną drogę. Jakby zupełnie naokoło, jakby zupełnie nie na dziś. Cisza, miasto żyje swoim rytmem, moje myśli żyją swoim odgrodzone od świata grubą blachą i szczelnie zamkniętym rzędem szyb.

Jasne dżinsy, kurtka, w jednej ręce czarna torebka w drugiej trzyma telefon. Migająca postać za rzędem aut na prawie pustej ulicy. Ułamek sekundy. Znika z pozycji pionowej, jednym szarpnięciem niewidzialnej siły upada na skraj krawężnika prawie pod moje koła. Poziom adrenaliny mam miliardowy, hamuję, zaciągam ręczny, auto stoi w poprzek ulicy. Ściskam czerwony telefon, nie znam numeru na pogotowie. Jestem totalnie bezradna, wyciągam z auta jedną nogę i krzyczę bezgłośne proszę mi pomóc. Nie wiem czy wołam, krzyczę, nabieram innego wymiaru czasoprzestrzeni to nie dzieje się naprawdę.

Telefon mi się wyłączył, nie pamiętam kodu pin. Proszę mi pomóc… pomóc… pomóc… Czarna broda pojawia się przy mnie, obok zatrzymuje się taksówka. Karetka już jedzie. Trzymam jej głowę, jej ciało wygina się szarpane delikatnymi drgawkami. Głaszczę ją po włosach, dziewczyno słyszysz mnie? Cholernie drżą mi ręce, jej oczy są nieprzytomne, a ja się tak bardzo boje, no gdzie ta karetka… Chodnik jest zimny, jakby chciał oddać cały chłód toczących się wydarzeń.

Obok przechodzi mężczyzna, który nagle przyspiesza kroku, podbiega, Boże to moja córka… Ona choruje, chyba zapomniała leków, chwyta ją, bierze na ręce, podnosi… dziewczyna na oko lat dwadzieścia kilka, ładna…

Wstaję zbieram z ziemi kolejno jej szalik, rozsypany telefon, składam, oddaję, zdaję sobie sprawę, że blokuję ruch stojąc na środku jezdni.

Dziewczyna w ramionach ojca, ktoś przynosi taboret, ktoś inny koc, ona niewyraźnie pyta co się stało. Zbieram rozsypane notatki, chyba studentka…

Przyjeżdża karetka, dźwięk sygnału sprawia, że okna kamienic zapełniają się kolejnymi twarzami.

To ja już pojadę…

- Dziękuję pani.

Proszę nie dziękować, nie ma za co.

- Dziękuję…

Wsiadam do auta, kawałek dalej orientuję się, że jadę bez pasów. Bez włączonych świateł. I, że ciekną mi łzy.

Są chwile, które w ułamku sekundy zmieniają cały dzień.
 
***

Chwilę mnie nie było. Robię raport. Z liczenia. Z liczenia na siebie.

***

A Ty?
Pomógłbyś?


Podobne wpisy

0 komentarze