Mikołajki. O miłości, która czasem rodzi się w bólach.


źródło: www.unsplash.com

Julia zawsze była pogodna i uśmiechnięta. W pracy nasze stanowiska oddzielała cienka meblowa płyta. Etat w call center dzielimy wspólnie od ponad dwóch lat. Nie ma tu zbyt dużo czasu na pogaduszki, ale krótkie przerwy w pracy, kilka imprez, aż w końcu prywatne spotkania zbliżyły nas do siebie. Przyjaźń? Nie lubię nadużywać słów, ale chyba tak. Nauczyłam się jej już trochę. To coś jak to przysłowiowe poznanie kogoś od podszewki. 

Był czas, że zauważyłam u niej wyraźny spadek formy. Mimo, że wciąż się uśmiechała. Tylko te jej oczy. One jakoś gasły.

***

- Julia, coś się stało? 

- Tak. Nie. Nie wiem - Odpowiedziała.

- Julia?!

- Rozstałam się z Wojtkiem.

- Co?

***

Wojtka poznałam na weselu Anety, mojej koleżanki ze studiów. Nie chciałam na nie iść. No bo jak, z kim? Sama. Przecież to jakoś głupio. Koledzy? No tak, miałam kilku, którzy by pewnie nie odmówili, ale nie znam ich w takich imprezowych sytuacjach. A jeśli się upiją? Nie, lepiej nie. Więc finalnie zapadła decyzja. Idę, ale sama. Wezmę aparat, może się na coś przydam. Popstrykam, ot, chociaż tyle. Poza tym, nie będę chociaż sama w święta. Wesele – alternatywny sposób na uniknięcie samotnej Wielkanocy.

Tak więc stało się poszłam.

(...)

- Mogę sok? - Mała dziewczynka wgramoliła mi się na kolana. Trochę się speszyłam. Nieśmiało odsunęłam krzesło. Objęła ręką moją szyję. Nalałam jej połowę szklanki.

- A mogę z kieliszka? - Zapytała. 

Ze środka stołu sięgnęłam kieliszek do czerwonego wina i dzbanek z pomarańczowym sokiem. Nalałam soku i podałam go jej do małej rączki. Druga wciąż spoczywała na moim karku.

- Dobre? - Zapytałam.

- Mhm - skinęła głową. Jestem Amanda , a Ty?

- Julia.

***

- Amanda, dziecko, wszędzie cię szukam. Na Boga, dlaczego mi uciekłaś? 

Mała zeszła z moich kolan, Wojtek klęczał przed nią. No powiesz coś? Dociekał. Mała wzruszyła ramionami.

- Tato no, nic się nie stało. Zresztą Julia się mną zajęła - powiedziała ze spokojem.

***

Doskonale pamiętałam tę jej opowieść o tym jak się poznali. Brzmi trochę jak przeznaczenie, prawda? To przypadkowe spotkanie, zrządzenie losu, ten moment, ta chwila. Przetańczyli wówczas całą noc. We trójkę. Wojtek nie pił, odwiózł ją do domu, na pożegnanie pocałował w policzek. Wziął numer telefonu. Potem dzwonił, spotykali się. Dużo, często, regularnie Jeździli do zoo i nad jezioro. Amanda była zachwycona obecnością Julii. Do czasu.

***

- Ama, skarbie. A co byś powiedziała, jakby Julia pojechała z nami do Mrzeżyna?

- Julia? Ale tato. Zawsze jeździmy tam razem.

- Przecież pojedziemy. Razem. We trójkę.

- Tato, ja chcę tylko z Tobą.

***

Pojechali we trójkę. Wojtka rodzice mieli niewielki domek w Mrzeżynie. Amanda protestowała, ale przecież dzieci mają różne etapy. Tam, nad morzem zaczęły się pierwsze problemy. Julia czuła, ze coś jest nie tak. Codziennie do mnie dzwoniła. Żaliła się, że nie wie co robić. Nadskakiwała Amandzie. Dawała jej szansę, na spędzenie czasu tylko z ojcem. Sama brała książkę, leżak, i zaszywała się gdzieś na wydmach. Oni budowali zamki, jeździli na rowerach, kąpali się w morzu. Posiłki jadali wspólnie. Właśnie podczas jednego z nich doszło do pierwszej większej scysji.

***

- Amanda, jedz. Dziecko, jedz, proszę.

- Nie chcę, tato. Nie jestem głodna. 

Mała bezwiednie grzebała widelcem w rybie

 - Nie smakuje mi, ma ości.

- Ama, to filet, nie ma ości. Jedz, dziecinko - Julia chciała być troskliwa. Jak zjesz cały obiad,  to pójdziemy na lody. Albo naleśniki z nutellą, chcesz?

- Moja mama mówiła, że od czekolady psują się zęby. A od lodów, to można się pochorować.

- Ama - Julia zaśmiała się. Są wakacje, czasami można…

- Przestań Julia. Nie odzywaj się. Nie jesteś moją mamą. Nie powinnaś w ogóle się odzywać.

***

Julia dzwoniła do mnie zapłakana. Mała konkretnie jej dopiekła. Przecież wiedziała, że nie jest jej matką. Mimo to – zabolało. Wiedziała, że mama Amandy zmarła, jak ona miała trzy lata. Aktualnie ma sześć. 

Amanda była uczennicą zerówki, oprócz tego dwa razy w tygodniu uczęszczała na dodatkowe zajęcia plastyczne. Jej mama była malarką i chyba po niej odziedziczyła talent.

Urlop szybko dobiegł końca, w sierpniu mała wróciła do przedszkola i na malarskie warsztaty. Pewnego dnia wychowawczyni poprosiła na bok Wojtka, kiedy odbierał Amandę. Zasygnalizowała mu, że dziewczynka się wycofała. Nie chce bawić się z dziećmi. Jest cicha, mało się odzywa i udziela. Rzadko się uśmiecha. Zapytała, czy mają jakieś problemy. Problemy? Tak, mieli. I to spore.

***

- Ama, co się dzieje? Rozmawiałem z panią Krysią - Wojtek tulił się na sofie z córką. Zaczął ją łaskotać, mała w końcu się roześmiała. No to jak, smyku. Powiesz mi?

- Tato. Ona mi cię zabiera.

- Kto?

- Tato, no Julia. Nie chcę. Nie chcę, żeby ona tu przychodziła. Rozumiesz?

***

Julia dzwoniła do mnie i mówiła, że Wojtek chce z nią porozmawiać. Miała złe przeczucia, obawiała się najgorszego. Amanda dawała im się we znaki. Dla Julii była niemiła, opryskliwa. Podarła im bilety do teatru, na spektakl na który długo czekali. Później się przyznała. Kiedy Julia została na noc, mała wymiotowała.

- Zamówię ci taksówkę, wrócisz do domu, przepraszam - Wojtek powiedział ze smutkiem w głosie.

- Nie trzeba, poradzę sobie - Julia chwyciła torebkę i wybiegła z jego mieszkania. 

***

Taksówkę wezwała będąc na klatce schodowej. Przyjechała prosto do mnie. Płakała. Mówiła, że nie ma już siły, że chyba nie da rady. Amanda zdecydowanie jej nie akceptowała. Od momentu, kiedy Julii zaczęło być w ich życiu więcej. Zaczęła się rywalizacja, o względy Wojtka. Ja wiem, że to tylko dziecko, ale… Julia była rozżalona. Przecież kiedyś było nam fajnie, inaczej. Przecież się staram. Szlochała. Nawet ostatnio kupiłam jej taką piękną sztalugę, opowiadała. Przecież wiem, jak lubi malować

Została u mnie na noc. Nazajutrz zadzwonił Wojtek. Umówili się w malej kawiarni, w centrum, kiedy Amanda była w przedszkolu.

***
 
- Julia, musimy przestać się spotykać. Chociaż na jakiś czas. Julia… Przepraszam Cię, zrozum mnie. Amanda już wystarczająco dużo w swoim sześcioletnim życiu przeszła.

Julia wyjęła z torebki dwadzieścia złotych, położyła na stoliku, wsuwając pod spodek z kawą. 

- Dziękuję. Powiedziała. Muszę już iść.

***

- Elka, dlaczego znów mnie to spotyka? Za co? Nie znam się na dzieciach, ale się do cholery starałam. Byłam jak trzeba, i wycofywałam jak trzeba. A on mnie odtrąca, odrzuca, odstawia na bok, jak jakąś rzecz. Nie walczy. O siebie, o nas. Idzie na łatwiznę, odpuszcza. Elka, no dlaczego, co?

Przytuliłam ją. Po prostu.

***

Wojtek od trzech tygodni chodził smutny i zmartwiony. Amanda widziała, że coś go trapi.  Przed wczoraj zapytała go:

- Tęsknisz za Julią, tato? Jesteś jakiś taki smutny.

- Chodź tu maluchu - wziął ją na kolana. Tęsknię. Ale ty, ty jesteś dla mnie najważniejsza. 

***

Wojtek siedział w swoim fotelu i bezwiednie przerzucał telewizyjne kanały. Salon, w którym przebywał i pokój Amandy dzieliły duże, dwuskrzydłowe białe drzwi. Mieszkali w starej kamienicy, kiedy ktoś się poruszał, podłoga zawsze skrzypiała. Kiedy mała szalała w swoim pokoju, zawsze słyszał te specyficzne podłogowe dźwięki. Teraz w jej pokoju panowała totalna cisza.

- Ama, co robisz? - Zapytał.

- Maluję, tato.

***

Julia przyjechała do mnie w czerwonej czapce z białym pomponem. Przywiozła ze sobą butelkę wina. No co? Spojrzała na mnie wymownie. Przecież są mikołajki. Sięgnęłam do witryny po kieliszki, nalałam nam sporą ilość. Stuknęłyśmy się nimi, za co pijemy?

- Za miłość. 

***

- Tato - Amanda zagadnęła Wojtka. Czy ona może tu do nas przyjechać?

- Kto, skarbie?

- No Julia, tato. Julia.

***

Chwilę później do Julii zadzwonił telefon. 

- Elka, to Wojtek. Nie odbieram.

- Odbierz!

- Nie. Nie odbieram.

Po trzecim połączeniu uległa. Odebrała.

- Julia, możesz przyjechać. Do mnie. Do nas?

- Teraz?

- Teraz.


Zamówiłam jej taksówkę i pojechała. Poprosiłam tylko, żeby zadzwoniła później, że wszystko w porządku. Ona nie zadzwoniła, przysłała mi tylko mmsa. I tych dopisanych kilka słów. A ja wtedy… a ja wtedy się po prostu popłakałam. Ze szczęścia.

***

Wojtek wszedł do pokoju córki i spojrzał na sztalugę. Zaszkliły mu się oczy. Przytulił ją. 

- Tylko nie smuć się już tato, powiedziała.

Na obrazku namalowany był okrągły stół, a przy nim trzy osoby. Ona. Tata. I Julia. W tle tysiącem kolorów rozbłyskiwała choinka.

***

Niepewnie wchodziłam po drewnianych schodach na górę. Nieśmiało nacisnęłam dzwonek, będąc tuż przed drzwiami ich mieszkania. 

- Proszę. Zachęciło mnie wejście do środka.

W przedpokoju stała uśmiechnięta dziewczynka, a za nią Wojtek. 
W rączkach ściskała kurczowo dużą kartkę. Oboje patrzyli na mnie bez słowa. A potem Amanda zrobiła krok w moją stronę.

- To dla ciebie Julka - wręczyła mi obrazek. Na MIKOŁAJKI.



Spodobał Ci się ten tekst? 
Znajdziesz mnie też na facebooku. O tu: KLIK

Podobne wpisy

0 komentarze