Noworoczne stanowienie.



źródło: www.unsplash.com



Dziś nie ja. Dziś Jonasz. 
Kto z Was jeszcze nie poznał Jonasza klika tu: Cykl Jonasza

 ***

- Kurwa, znowu zlałaś się w gacie?!
- Niee, sweterka szukam.

Grzebała w szafie, zalatywało mu moczem, trzymała siatkę z cewnikiem, podejrzewał niedomknięty worek. Zdarzyło się to tyle razy: niedomknięcie, rozerwanie przez rozdeptanie, wysunięcie przewodu... Motyw przewodni każdego dnia. Prawie każdego. Prawie zawsze kończy się tak, jak tym razem. Ciężka artyleria współcierpienia urządza kanonadę wulgaryzmów, nie ustają salwy upadku życia. Jego w tej chwili, jej w tym świecie. Ustanowione było, by pochylić się nad tym, by służyć jej, by być dobrym do końca. Nie chciałby zastać "tego" jutra na wykroku.

Zamknął się w drugim pokoju, dym wykrzykników jeszcze wydobywał się z lufy. Słowa pełne cykuty jeszcze długo wibrowały w głowie niczym wieczorne powietrze pełne śpiewu cykad. Po burzy wychodzi słońce, po niekontrolowanym wybuchu frustracji wychodzi poczucie winy. Całą wściekłość stłumił w sobie na sobie, wewnętrzna rozpacz - to tak zamiast klasycznego płaczu. 

Najbardziej był teraz zdenerwowany na te myśli krążące blisko "gdyby jej już nie było - wtedy lżej", ale też potrafił znaleźć pokraczne usprawiedliwienie tych umysłowych wycieczek. Smród, ciągłe podnoszenie z podłogi bezwładnego ciała, problemy z trzymaniem moczu, zanikający piękny umysł, morderstwo na ciele w każdym centymetrze jego istnienia. Lata spędzone obok, prawdziwe studium zwycięstwa choroby, wieczna niepewność jutra i wietrzna pogoda ducha. Nie miał żalu, chociaż pogubił się w poszukiwaniu straconego czasu, bo były kiedyś zdrowe uśmiechy, rozmowy (nie bełkot - rozmowy!), żywa inteligencja, uroda, samodzielność, wychodzenie z domu, robienie zakupów, spacery, życie ze swym najprostszym scenariuszem, najlepszym w swym nieskomplikowaniu. Wiedział dobrze, że wczoraj już nie ma i że każdy eskapizm jest niezdrowy, a przynajmniej w nadmiarze. To tylko rzeczy minione i rozmyślania. Wczoraj opiekowała się nim, dzisiaj rolę się odwróciły; czas zabrany!

Poszedł do kuchni zrobić kawę, wcześniej zajrzał na chwilę do jej pokoju. Siedziała skurczona na fotelu z pustym spojrzeniem w ekran telewizora, w którym leciał ostatni z niemożliwych programów, prawdopodobnie robił za kolorowe tło dojmującej szarości. Podszedłby i przeprosił, może pogłaskał lub nawet przytulił, nie zrobił tego, jeszcze jakaś wiązanka zaszumiała w głowie, bo na sam fakt istnienia tej chwili wywołanej tą poprzednią poczuł się oszukany. Zrobił kawę i zamknął się w drugim pokoju, wypił kawę i zaczął czytać bez większego skupienia - to tak zamiast klasycznego płaczu. Czytanie szło jak ona z pokoju do łazienki, więc szybko uznał je za zbędne i wyszedł na spacer. W każdej powieści i w każdym filmie w takiej sytuacji bohater wychodzi na spacer. Czasami idzie zaliczyć dachowanie w knajpie, czasami szlocha na ławce w parku, czasami łazi jak opętany, ledwo mieszcząc się na stronie czy w kadrze. Po prostu wyszedł i zaraz wrócił. Zimno i brak większego w tym sensu, bo przecież nie był bohaterem. Kupił jej ciasteczka, dał, uśmiechnęła się, uśmiechnął się, przeprosił i coś wybełkotał, że się denerwuje, bo się przejmuje. Konwencja kina familijnego, ale dla niego było to rozwiązanie najlepsze z możliwych. Podniosło go na duchu, dało poczucie odbycia pokuty i wielkie postanowienie poprawy. Jutro może zostać sam i wtedy złamie go wspomnienie każdego niekontrolowanego wybuchu i poniżania osoby, której jedyną winą jest bycie ciężko znokautowaną przez los.

Niewielkie potknięcie noworoczne, dalej będzie już lepiej. Nic złego się nie wydarzy, optymizm wzniósł się ponad czarne chmury, plany nad plany i nie będą to motyle we mgle. Posprzątam, pomogę, zrobię, stanę się! Wstał, spojrzał w lustro, uśmiechnął się, nie czuł już nic zbędnego, poczuł moc (już nie mocz).

 "Człowiek nie jest stworzony do klęski. Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać" i nieważne "komu bije dzwon".

Jonasz


Podobne wpisy

0 komentarze