Dłonie.


źródło: www.photopin.com


Ja, mnie, mi, ze mną, o mnie, o ja… Ty, Ciebie, Tobie, Z Tobą, O Tobie, o Ty…

Przypadki.. życiem rządzą przypadki… Przypadkowo można coś odkryć. Pomyśleć. Rozważyć. Przewidzieć. Zanalizować. Uprzytomnić. Mimowolnie, w sposób niepojęty można zmądrzeć. OoOoO…!!!

Zimno. Za oknem na plusie. Minus. Duży. Czerwony. Jak dwa z dwoma z fizyki w liceum. Jak saldo końcowe. Koniec…? Koniec końców… Niu jer. Eureka…

Patrzę na swoje obie dłonie… Obie… Jedna… druga… Wyciągam je w Twoją stronę… liczę… pięć palców u jednej, pięć u drugiej. Wiesz co, daję Ci ten palec. Nie chcesz. Chcesz całą rękę. Weźmiesz, dotkniesz, chwycisz… a później mi ją wykręcisz. Przepuścisz ją przez wyżymaczkę. Zmiażdżysz, strącisz… Zjesz, wyplujesz, wyrzygasz… I oddasz. No weź, weź proszę….

Wezmę.

Tylko mamy problem… Dotknięta, przechwycona, wykręcona, zmiażdżona, zjedzona, wypluta, wyrzygana…

Nie ma już tej samej mocy… Bez czucia, dotyku, receptorów… Poszarpana, bezwładna, opadająca…. Bez siły… już więcej Cię nie udźwignie… 

Bo wiesz…

Boli. 

Ale Ty Powiesz, że mam drugą… Sprawną, gotową… Mam. Pięć palców… nie wyciągnę ani jednego… Zaciskam je mocno w pięść i chowam słowa nie wykrzyczane. Zamykam je wymownie, niech zostaną… niech znikną pod naporem wbitych paznokci…

I tak banalnie mówią, że jak masz miękkie serce musisz mieć twardą dupę. Sylwestrowa noc, w sumie północ. Połowa… Jedna połowa, druga połowa… Może być więcej niż dwa razy po pół? No może…

Kilka betonowych schodów, w lewej dłoni dwa wysokie kieliszki z bąbelkowym płynem. Złota wstążka na miarę serpentyny. Czerwony telefon. Czerwona dupa. Dziwne, lód na schodach, dziwne, co nie? Siedzę sobie na tych schodach nienaturalnie wygięta. Podnoszę się. To co.. z impetem wkraczam w Nowy Rok… Wkroczyłam… Bywa… Ale już wiem. Mam twardą dupę. Jestem cała.

Ciemno.
- nie ma windy?
- jest.
- nie,nie ma…

Buty w łapę, osiem pięter, na boso, po ciemku…
- naprawdę nie widziałaś windy?

Nie widziałam. Bo zaczynam widzieć tylko to, co widzieć chcę. Taka sytuacja…

Wbiegłam szybko. Osiągnęłam pierwszy szczyt. Do góry… do góry… 

Miałam taki sen, chciałam przejść przez bramę, na skróty. Szeroka, ciemna klatka, idę, słyszę kroki za sobą, jedne drzwi się zamykają, przyspieszam kroku, jestem już przy drugich, odwracam się, ktoś łapie mnie za rękę, krzyczy dwie minuty minęły, koniec zabawy… Budzę się przerażona.

Nie chcę, żeby moja ręka trafiała w inną… Niepowołaną… Niepotrzebną, zbędną, po coś… do kogoś…

I wiem, że nie warto na skróty… Warto naokoło… Bo bezpieczniej…

Daj mi. Daj. Chcę. Muszę. Potrzebuję. Należy mi się.

Lubisz wziąć. Nie lubisz dać. Lubisz odciąć kupony, nie lubisz ich wysłać. Lubisz zobaczyć korzyść. Lubisz wyważyć, wycyrklować gdzie Tobie lepiej. Lubisz na piedestale. Lubisz pomachać ratuj mnie. Lubisz złapać koło ratunkowe, którego Ty nie rzucisz, bo akurat będziesz odwrócony… Lubisz jak się za Tobą skacze, ale sam nie skoczysz bo akurat masz stabilizator… Lubisz w jedną stronę… a ja nie lubię dróg jednokierunkowych. Ani ślepych uliczek… Bo coraz lepiej znam zasady drogowe. Życiowe też… 

Lubię wyciągać przed siebie ręce.  Lubię… Przed siebie, do Ciebie… Ale jest jedno słowo. Nazywa się KURWA NADUŻYCIE.

Dłonie więc czują, że są nadto sfatygowane. Przez 365 minionych dni. Zbyt mocno wyciągane. Zbyt wiele razy ktoś po nich linijką… za dużo śladów… Za dużo…

Tak więc… Fanfary, oklaski…

Rok 2015 ma być rokiem kozy. Tak mówi chiński kalendarz.
A ja? 
A ja nie chcę się dać wydoić...!!! 
 
Przepraszam. Ale z nowym rokiem będę bardziej dla siebie.

Bo tego potrzebuję.

 

Podobne wpisy

0 komentarze