Hasztag

 



Niespokojnie kręcę się w łóżku. Otulam się szczelniej kołdrą, marzną mi dłonie i stopy. Sięgam po małą buteleczkę z korkiem w kształcie plastikowego serduszka i dolewam sobie likieru piernikowego. Zrobiłam go kilka dni temu z przepisu znanej influencerki. Nalewam sobie odrobinę. Ciepło rozgrzewa się po moim wnętrzu, oblizuję usta, delektuję się słodkim posmakiem. Telefon uparcie komunikuje mi, że przekroczyłam na dziś limit czasu spędzonego przed ekranem. Wychodzę z tego internetowego świata, przepełnionego jadem i wszechobecną wiedzą na każdy temat. Nim wygaśnie mi ekran moim oczom ukazuje się niebieska ikonka serduszka a pod nią krótki komunikat:

W związku z: …

Zobacz znajomość.

O kurwa.

Ta noc będzie bezsenna. I długa.

 

***

Ustawiam najlepsze hasztagi. Nakładam trzy filtry podkreślające światło i kolory. Wyszczuplam się w talii, w opisie podkreślam jaka jestem szczęśliwa. Dodaję zdjęcie, a potem zmieniam swój status na komunikujący, że jestem w związku. Poprawiam ułożenie talerzy i sztućców na stole, rozsypuję płatki kwiatów, zapalam świeczki o zapachu czarnej porzeczki, rzucam okiem na całość, później kontrolnie szybko na siebie. Gotowe. Rozpoczynam nagrywanie, opcja bez użycia rąk. Voila, gotowe. Wrzucam całość na insta stories.

***

Wpisuję jej imię i nazwisko w wyszukiwarkę internetową. Wyniki podają mi ją niczym na tacy. Pośpiesznie zaglądam na jej kolejne portale. To konto jest prywatne, biały ekran z widocznym małym okrągłym profilowym zdjęciem studzi mój zapał i lekko mnie blokuje. Chwilę się waham, po czym wysyłam prośbę o zgodę na obserwowanie. Akceptuje ją niemal natychmiast. Oglądam wszystko chaotycznie, kafelek po kafelku. Moją uwagę przyciąga jeden konkretny hasztag, pojawiający się od czterech miesięcy na jej koncie.

#miłostka

To słowo razi mnie w oczy.

***

Ponad osiemset wyświetleń i prawie trzysta lajków. Jestem podekscytowana, czuję, że to zdecydowania mój czas, spijam śmietankę. Lawina pozytywnych komentarzy łechce moje ego. Przewijam palcem po ekranie telefonu i nagle czuję przypływ gorąca.

Bernade.te pisze

#miłostka – mało ważny, krótkotrwały romans.

#nicniemożeprzecieżwiecznietrwać – bądź czujna.

Co jest, kurwa?

***

- Coś się stało? – rzucam swobodnie i przechodzę blisko niego, zbyt blisko, niby przypadkiem trącam jego ramię sięgając po kubek do kawy. Przed momentem odłożył na blat telefon, opiera się teraz dłońmi na kolanach i ciężko wzdycha.

- Nic ważnego – odpowiada, a ja wyczuwam, że chętnie pociągnie ten temat. Dzwoniła Marika.

- A, twoja nowa dziewczyna, tak coś widziałam, oznaczyła cię wczoraj…

- Tak, i o to właśnie chodzi. Ktoś wrzucił jej głupi komentarz i strasznie to przeżywa. Tłumaczę jej, że…

- … że to tylko jakiś durny troll szukający poklasku w Internecie. Święta racja. Swoją drogą ja z prośbą. Przepaliła mi się żarówka w łazience, żeby ją wymienić, trzeba odkręcić plafon…

- Jasne, zrobię to, nie wiem tylko czy dziś dam radę. Jestem umówiony z Mariką, może w drodze powrotnej podjadę.

Rybka połknęła haczyk, więc przechodzę do działania.

***

- Nie mam pojęcia od kogo te kwiaty – zalewam się łzami. Przysięgam, nie wiem kto mógł je wysłać. Chodzę w kółko, cała się trzęsę. Nie znam żadnego BE, zrozum – czuję, że tracę nad sobą panowanie i zaczynam się unosić.

Mój chłopak stoi i czyta załączony do dostarczonego przed momentem bukietu liścik. Nieznany mi BE dziękuje za czas spędzony w Szczyrku, dodając kilka szczegółów, o których nikt poza mną nie powinien mieć pojęcia. To był wyjazd służbowy. Wie jaką miałam piżamę. Jaki obraz wisiał w hotelowym pokoju i co przez trzy dni jadałam na śniadanie.

Opadam bezradnie na oparcie fotela.

Ktoś mnie strasznie nie lubi – przechodzi mi przez głowę.

A zaraz później przypominam sobie ten wczorajszy komentarz.

***

Konto z którego dodałam komentarz usuwam tuż nad ranem. Po kliknięciu na nie wyskakuje komunikat – brak użytkownika. Nim to zrobiłam przejrzałam wszystkie jej wyróżnione relacje. Taki instagram to totalna kopalnia informacji. Wiem o niej niemal wszystko. Wyhaczyłam każdy szczegół. Ona żyje nagrywaniem! Tuż po pracy zahaczam o zaprzyjaźnioną kwiaciarnię. Zostawiam kopertę z liścikiem zawierającym niezbędne koloryzowane bzdury i podaję adres. Poświęcam się i wybieram najdroższe kwiaty. Skąd znam jej adres? Cóż, na jednym z portali dodała ogłoszenie, że udziela korepetycji.

Pośpiesznie sprzątam, spodziewając się rychłej wizyty. Dość długo pracujemy już razem, znam mniej więcej schemat jego działań. To straszny zazdrośnik. Czuje, że wykorzysta plan B i wkrótce na skrzydłach do mnie przyleci. Niedługo później długi dźwięk domofonu wyrywa mnie z drzemki.

Tuż po wejściu do mieszkania pyta, czy może skorzystać z toalety. Wskazuję mu drzwi i wraz z zapalonym przez niego światłem błyska mi w głowie czerwona lampka.

Kurwa.

Żarówka w łazience. Zapomniałam jej wykręcić.

***

Użytkownik nie istnieje. Nie zrobiłam screen shota, czuję się jak totalna kretynka. Nie zapamiętałam nazwy użytkownika. Czuję, że niepotrzebna była między nami ostatnia awantura. Stoję na betonowych schodach, opieram się o balustradę i nerwowo palę papierosa. Zarzuciłam na siebie tylko parkę i cienki sweter, czuję jak po plecach przebiega mi dreszcz, coraz mocniej przyciskam się nimi do metalowych prętów. Żołądek tańczy mi kankana, kiedy wybija godzina szesnasta i widzę go jak wychodzi. Tuż za nim przyśpiesza kroku ładna blondynka, chwilę później idą już ramię w ramię.

- Możemy pogadać? –pytam nieśmiało, gubiąc pierwsze głoski przez głos stłumiony stresem. Tylko chwilę – dodaję.

Blondynka kiwa głową, mówiąc cicho, że da sobie radę. Dostał jej aprobatę, mówi, że dobrze, ale tylko chwilę. Przyglądam się jej jeszcze chwile, mam nieodparte wrażenie, że już gdzieś ją widziałam, że się skądś znamy.

Benia – woła ktoś za nią, otwierając szybę od strony pasażera. Wskakuj, zabierzesz się z nami. Blondynka zarzuca szal przez ramię i znika mi z pola widzenia wraz z odjeżdżającym autem.

Benia… kotłuje mi się w głowie to imię - wydaje mi się nadzwyczaj znane, ale jestem tak zdenerwowana, że najbardziej rzeczowe fakty szybko mi umykają.

Zrobiłam sobie zbędny spacer. Finalnie się nie dogadamy. Mówię mu tylko, że ostatnio trochę się boję. Ktoś nieustannie dręczy mnie w Internecie. Dostaję mnóstwo obrzydliwych komentarzy. Czuję, że ktoś mnie śledzi.

Krzywi się na mój widok mówiąc, że żyję internetowym życiem i mam jakąś totalną paranoję.

***

Dzwonił przed chwilą. Rozstali się na amen. Śmiał się, że Marika to wariatka, że ma urojenia i że przyszła, bo się czegoś boi. Bingo. Uczczę to wieczorem nalewką piernikową. Chciał wpaść do mnie jutro po pracy, ale wymówiłam się brakiem czasu. Jestem niczym pies ogrodnika – sama nie wezmę, drugiemu nie dam. Karmię się ludzkim nieszczęściem. Uwielbiam czyjeś niepowodzenia. Jestem internetowym trollem. Złym człowiekiem odgrywającym rolę anioła dla ludzi z zewnątrz. Odpalam pusty plik Worda i zabieram się do pracy. Wczoraj ostatecznie podpisałam kontrakt na moją pierwszą powieść.

***

Dziś mija pół roku odkąd mam internetowy spokój. Ostatnia przykra wiadomość przyszła sto osiemdziesiąt dwa dni temu. Nie udało mi się dotrzeć do ich autora. To był ktoś dobrze znający czarną stronę Internetu, działał na ukrytych serwerach, połączenia były szyfrowane. Ulice są puste. Jadę powoli przez centrum, sklepowe witryny błyszczą rozświetlane przez choinkowe ozdoby. Zmieniam stację radiową na lokalną, tuż po komunikacie ‘to będzie ostatnia reklama’ redaktorka przedstawia Bernadetę Kalinczuk, zapowiadając jej debiut pisarski o wymownym tytule MIŁOSTKA. Serce zaczyna mi bić jak oszalałe. Szumi mi w uszach kolejne słowa docierają do mnie lekko zatarte. Zjeżdżam na zatoczkę autobusową i biorę głęboki oddech.

Berna.dete – przebiega mi przez głowę.

Przypominam coś sobie.

Nie, to niemożliwe.

Jak mogłam być tak głupia! Nie wierzę!

***

Moje spotkanie autorskie wyszło wspaniale. Całość nagrała moja przyjaciółka, wrzucę to zaraz na social media. Poszło. Reakcja jest natychmiastowa.

Ktoś właśnie pisze komentarz.

Marika pisze: Berna.dete, jesteś skończona.

 

Podobało Ci się? Będzie mi niezmiernie miło, jeśli zostawisz po sobie jakiś ślad. Możesz na przykład dać mi lajka. O tu: KLIK Instagram tu: KLIK

Na Wasze historie czekam tu: glupiesercee@gmail.com lub tu: KLIK

Źródło zdjęcia: unsplash com

Podobne wpisy

0 komentarze