Ta obca. Ten obcy.



- A Ty, co o tym sądzisz?

- Ja? Wyrywa mu się. O czym?

- Później pogadamy, rzucam zdawkowo, i sama nie wiem jak to się stało, że zapytałam na głos.

Usłyszał, o dziwo usłyszał, choć tak rzadko zwraca uwagę na to, co mówię. I na to, co myślę. Właściwie, czy on w ogóle wie, o czym ja myślę? Albo co ja czuję? Albo czego ja chcę? Wątpię. Wynurzam ciało z wanny, odkręcam kurek z gorącą wodą, bo ta w której od dwudziestu minut leżę zaczyna robić się chłodna. Stawiam obie stopy na miękkim, białym dywaniku, wychylam się lekko do przodu, mokrą dłonią chwytam za klamkę i zamykam drzwi łazienki. Mam taki nawyk, z kiedyś, że lubię zostawiać je uchylone. No bo raz, że nie lubię małych zamkniętych pomieszczeń, bo budzą we mnie nieuzasadniony lęk. A dwa, to swojego czasu, bywało tak, że jak się kąpałam, a on się kręcił akurat po domu, to i jakoś tak sobie rozmawialiśmy. 

Jakoś… No właśnie. 

No albo na przykład do mnie przychodził, i tak po prostu stał i patrzył. Albo do mnie dołączał. Zrzucał swoje ubrania, i zanurzał się w wodzie. Uśmiecham się teraz, na samo wspomnienie faktu, że ta moja woda w wannie dla niego często była za gorąca. Wchodził do niej i tak śmiesznie syczał. Ale potem stopniowo oswajał się z tą temperaturą. No bo paradoksalnie rzecz ujmując, wodę to on wolał akurat chłodną. 

Zresztą. Dla niego wszystko tak jakoś lepiej smakuje, i smakowało w zasadzie ‘na zimno’.

Wracam do wanny, bawię się spływającym po jej krawędzi strumieniem wody. Próbuję złapać go w garść, przelewa mi się przez palce, podobnie jak wszystko to, co sobie zaplanowałam. Łzy dla odmiany spływają mi za uszami, bo odchylam głowę do tyłu. Chwytam płatek kosmetyczny, kolistymi ruchami ścieram nim resztki tuszu do rzęs. Wczoraj mama przysłała mi super lash, odżywkę na rzęsy, nałożę ją tuż po kąpieli. To będzie dla mnie taka motywacja, żeby już nie płakać. No i będę mieć ładne rzęsy. Wiadomo.

Z Arkiem nie rozmawiamy już prawie wcale. Mijamy się we własnym domu. Większą interakcję nawiązuję na przystanku autobusowym patrząc na ludzi niż z nim w domu. Patrzę na nich, a oni na mnie. On na mnie nie patrzy. Już nie. Chyba w ogóle.

Ewidentnie między nami coś nie gra. Jakby ktoś podmienił nam koncertowy repertuar. Albo jakbym dostała bilet na zły spektakl. Jakby trafił mi się zły dyrygent, złe tournee, błędne instrumenty. To wszystko zebrane razem tworzy konkretny fałsz. A ja już przestaję potrafić udawać, że mi się to podoba. Nie mogę na to patrzeć. Nie mogę tego słuchać.

Dlatego dziś, w tej wannie, tak sobie chyba pierwszy raz pomyślałam, że powinniśmy się rozstać. 

A potem głośno zapytałam, co on o tym sądzi. Mimowolnie. Bez kontroli. Wyrwany potok słów, który wystrzelił się ze mnie. 

No ale tak. Kiedy zapytał, o co mi chodzi, to ja, głupia ja, nie kontynuowałam wówczas jednak tematu.

***

Znowu nie usłyszałem o co Milena pytała. Odkąd pamiętam, ma taki dziwny nawyk nie zamykania drzwi od łazienki. Więc idzie tam wieczorem, leży w tej wannie, co rusz dolewa sobie wody i mówi. Gada, gada. Nadaje. Opowiada. I jeszcze myśli, że ją słyszę. A ja też potrzebuję mieć chwilę dla siebie. Akurat oglądam kultowy i licznie nagrodzony serial "Breaking Bad", który dostał 6 nagród Emmy, w tym dwa razy z rzędu dla najlepszego serialu dramatycznego oraz trzy razy z rzędu dla Bryana Cranstona za najlepszą rolę męską. Czyż to nie fascynujące? Czy ona wie w ogóle co ja lubię? Długo czekałem, aż on, serial w sensie, się ukaże. Chcę więc po prostu w spokoju, bezproduktywnie pogapić się w telewizor. A ona chyba się obraziła, bo aż wyszła z wanny, i zamknęła drzwi. Dziwne. Tak sobie myślę, może ona ma jakieś kłopoty w pracy? Jest jakaś taka niespokojna, drażliwa. Płaczliwa. Omija mnie, mam wrażenie, że nawet na mnie nie patrzy. Trochę odsuwam od siebie ten temat, ale zasadniczo to jestem już znudzony i zmęczony tą jej zmiennością nastrojów. No bo ileż można.

***

Owijam się szlafrokiem, mam taki różowy, puchaty, z uszami. Kiedyś Arek w nawiązaniu do niego mówił do mnie ‘mój króliku’. Teraz nie odzywa się prawie wcale. Siadam obok niego, i czekam aż mnie przytuli. Nic. Nie zauważa mnie. Gapi się w telewizor, woli śledzić losy nauczyciela chemii, który po zdiagnozowaniu raka, decyduje się wkroczyć w niebezpieczny świat narkotyków i przestępczości. Nasze losy go raczej nie interesują. Ja go nie interesuję. Ja już chyba według niego nic nie robię dobrze. Rozglądam się po naszym salonie, patrzę na otaczające nas meble. Są czarne, jak moje myśli. Zaczyna mnie trząść zimno. Albo nerwy. Rozgrzewam dłońmi łydki. Obejmuje mnie jedną ręką, całuje w czoło, poprawia sobie poduszkę za głową. I dalej ogląda ten swój zakichany serial. Widzę, że dostaje sms-a, ale go nie odczytuje. Pewnie czeka, aż sobie pójdę. Wychodzę, zamykam się w sypialni i znów płaczę. Zasypiam bez odżywki na rzęsach. Jednak. Bo szkoda, żeby spłynęła.

***

Leży godzinami w tej wannie, a potem trzęsie ją zimno. Zaraz znów będzie chora, jak ostatnio. Tak często bywała od jakiegoś czasu przeziębiona, że nawet się tak trochę śmiałem, że chyba udaje. Wracając - ja tam tego nie rozumiem, tego wylegiwania się w tej wannie, ale kto by się zagłębiał. Maseczki, pilingi, depilacje, czterdzieści balsamów, każdy służy do czegoś innego. Na stopy, na uda, w każdym razie działają cuda.

Poszła sobie bez słowa, a ja zasnąłem na sofie w salonie, pewnie znów będzie awantura. Byłem padnięty, obejrzałem trzy odcinki ‘Breaking Bad’ sącząc pilznera i jakoś tak mi się oko przymknęło. Jest sobota, oboje dziś mamy wolne. Zaraz ją zagadam, żeby zrobiła owsiankę, to może się rozchmurzy.

***

Spał w salonie, bo nie lubi jak ja płaczę. Jasne, najlepiej uciekać od problemów. Siedzi tam sobie, a ja tu jestem sama, uwięziona w klatce własnych uczuć i odczuć, które on mi funduje. Nawet w łóżku mnie unika. Seks, który kiedyś był naszym hobby teraz jest udręką. Albo nie ma go wcale. Jedna pozycja, mechanicznie, beznamiętnie, nijak, bezsensu. Zatykam usta kołdrą i znów łkam, żeby mnie nie usłyszał. Zostałabym w tym łóżku do końca świata i o jeden dzień dłużej. 

Milena, woła mnie. Milena, słyszę moje imię dobiegające z zakamarków kuchni. Zwlekam się z łóżka, szuram stopami po zimnej posadzce korytarza, staję przed nim, wyglądam jak półtora nieszczęścia a on mówi po prostu:

- Zrobisz owsiankę?

***

Zagotowuję wodę, przekładam owsiankę do miseczek i mieszam z dodatkami. Wrzucam kolejno po dwie łyżki suszonych owoców. Uwielbiam daktyle, morele, śliwki i żurawinę. On też. Dodaję szczyptę cynamonu. Lubię cynamon. On też. Całość posypuję startą, gorzką czekoladą. Lubię czekoladę, on…

- Dodałaś miód, pyta Arek?

Odbieram to jako atak, nawet moja owsianka już mu nie smakuje. Jemy w milczeniu. Po śniadaniu zmywam, i czuję, że powoli tracę moc. Chyba coś mnie rozkłada. On oczywiście nic nie zauważa. Chyba totalnie go nie obchodzę. Ostatnio nawet się śmiał, że udaję. Nie troszczy się o mnie. Parę tygodni temu poszłam do apteki, stoję w kolejce, pociągam nosem, wyłączam się, a potem przychodzi moja kolej i pani z apteki mówi do mnie dwa razy;

- Co dla pani? 

- Gripex poproszę. I jakiś syrop na kaszel.

- Koniecznie gripex? Pyta. Dam grypostop, będzie lepszy.

No i ja wyszłam z tej apteki i się popłakałam. Bo pani z apteki się o mnie troszczy. A on nie. Bo ona myśli, co dla mnie będzie lepsze. 

A on nie. 

***

Wieczorem napisała do mnie Ewa, od niedawna pracujemy razem. Mam wrażenie, że Ewa czuje do mnie, jak to się mawia miętę przez rumianek. To jest dobra dziewczyna, nie neguję, ale nie jestem zainteresowany, przecież jest Milena. I choć ostatnio nie do końca dobrze się rozumiemy, to przecież ona jest moim całym światem. Choć ja to chyba jestem już dla niej coraz bardziej obcy. Tak sobie myślę, że nasze początki były trudne. Ja mieszkałem w Anglii, a ona tu, w Krakowie. Widywaliśmy się wówczas mało, ale to nie było barierą, przecież to tylko dwie godziny samolotem. Kiedyś, jak przyleciałem pierwszy raz do niej, na święta cztery lata temu, nie wiedziałem, jak ją zaprosić do siebie, do Bedford. Wiedziałem tylko, kiedy ma urlop. Z jej drukarki stojącej na biurku wyjąłem dużą, białą kartkę, i zacząłem zaginać kolejno jej rogi. Tym sposobem zrobiłem taki papierowy samolot, a do niego wsunąłem bilet. Jak ona się wtedy cieszyła. Była taka radosna, taka prawdziwa. Teraz mi gaśnie, a ja nie potrafię sobie z tym poradzić.

***

Kiedyś był taki pomysłowy. Pamiętam jak pierwszy raz leciałam do niego, a on, żeby nie narażać mnie na koszty kupił mi bilet. I to w dwie strony. Chciałam się jakoś odwdzięczyć, więc zawiozłam mu ze sobą wino. A na nim była taka naklejka, z datą i miejscem. Sama ją zrobiłam. To było moje zaproszenie dla niego, w góry. Moja ciotka ma pensjonat w Zieleńcu. To taka bardziej gospoda. Spędziliśmy tam cudny czas. Łaziliśmy przed siebie, nic nie mówiąc. Jedyne co wtedy słyszeliśmy to pianie koguta. I bicie naszych serc. Siedzę teraz i uśmiecham się do tamtych wspomnień. On był wtedy taki we mnie zakochany.

A może on po prostu myślał, że jestem inna? Może zakochał się w kimś innym i kochał wyimaginowaną postać. A ta postać kochała jego. A później, w miarę upływu czasu ta postać zaczęła odbiegać od tej imaginacji. I on przestawał (przestaje?) mnie kochać. A ja jego nie. Ale czuję się tak, jakby nagle ktoś odebrał mi poczucie bycia kochaną, potrzebną, mądrą i opiekuńczą. I chyba jestem dla niego coraz bardziej obca. Co się z nami dzieje? Kto rozsypuje mój składany ziarenko po ziarenku zamek z piasku?

***

Wróciła po pracy do domu, oglądałem mecz z Jackiem. Uśmiechnąłem się, zaprosiłem ją do nas, ale tylko coś mi odburknęła. Jacek był zmieszany, mnie było co najmniej głupio. Szybko się zmył, a ja byłem zły. Na siebie, że jej nie uprzedziłem. Na nią, że się tak zachowuje. I na Jacka, że przez niego przegapiłem ważną bramkę, bo jemu się zachciało wyjść w połowie. Niech to szlag.

Milena jak zwykle wygrzewa (wychładza?) się w wannie. Kręcę się po domu, nie mogę znaleźć sobie miejsca. Kładę się obok niej w łóżku, chyba już śpi. Przejeżdżam jej palcami po szyi, lekko się wzdrygnęła, nie będę jej budził. Wyciąga do mnie rękę, udaję że nie zauważam, odwracam się na drugi bok i zasypiam. Jestem zły. Nadal. No chyba mam prawo?

***

Nie mam czasu, nie mam czasu, nie mam … powtarza mi często jak mantrę w odpowiedzi na moje pomysły. Ma. Ale nie dla mnie. Bo dla mnie nie chce go mieć. Wracam zmęczona z pracy, totalnie wypompowana, i tak bym chciała, żeby on na mnie po prostu czekał. A on co? Ogląda mecz. Pracuję w salonie sukien ślubnych, bywam totalnie zmęczona. Każdego dnia patrzę na to szczęście innych ludzi, produkowane na akord. Wychodzące jak spod igły. Gdzie jest moje? Bo na pewno nie w butelce piwa. I meczu w którym przegapił (jakże ważne) bramki! Wielce mi jaśniepan obrażony. 

Tamtej nocy chciałam go przytulić. Zaczął mnie delikatnie odpychać. Wstąpiło wtedy we mnie takie poczucie odtrącenia, że chciałam tego jeszcze bardziej. Na siłę. Na już, na teraz. I nagle on się zerwał, złapał mnie za ramiona i tak mocno ścisnął. Aż się przestraszyłam. Patrzył mi prosto w oczy, krzyczał na mnie. ‘No przytul mnie, no przytul’, powtarzał, przedrzeźniając mnie, a ja powtarzałam za nim, co mówił. Puścił mnie, i opadł na łóżko. Ja też. I wykrzyczałam mu wówczas, że go nienawidzę. To było tak prawdziwe i pełne bólu, że do teraz to słyszę w moich uszach. Nie powiedział nic, po prostu złapał mnie w swoje ramiona i przytulił. Znieruchomiałam. Nawet nie próbowałam się wyswobodzić, i tak by mnie nie puścił. Wtedy chyba pierwszy raz poczułam, że dla nas jest już za późno. Leżałam w jego ramionach i tak przebiegało mi przez głowę to jedno, jedyne zdanie. Za późno…

***

Nie wiem co mnie napadło. Nie wiem, co się stało. Nie wiem dlaczego się tak zachowałem, chyba ją skrzywdziłem. Pierwszy raz mi się to zdarzyło. Milena jest taka wrażliwa. Ja to wiem. Ale też wiem, że gdyby była sama, byłaby najbardziej silną kobietą na świecie. Ale ja jej tego nie powiem. Ja jej tego wszystkiego nie powiem, ja nie potrafię rozmawiać. U mnie w domu się nie rozmawiało. Nie jestem nauczony, tej całej uczuciowej otoczki. Ja z nią jestem, jest mi z nią dobrze, ale chyba nie potrafię jej dać tego, czego ona potrzebuje. Czuję, że ten nasz związek wymyka nam się z rąk. Boli mnie to. Ona chce się czuć kochana, a ja nie potrafię sobie poradzić z falą uczuć, która jest we mnie. Nie potrafię ich na nią przelać. Brakuje mi jej, choć śpimy w jednym łóżku. Mam wrażenie, że przez mój brak komunikacji ona się czuje samotna w naszym związku. Że znika, że jest wyniszczona. Że już nie wie jak w tym ze mną trwać. A ja tak bardzo nie chciałbym jej stracić.

***

Boli mnie to moje głupie serce z bezsilności. Nie wiem już co robić. Nasze dni są nijakie. Co będzie jak się z nim rozstanę? Czy zmienię wówczas wszystko w swoim życiu? Czy wszystko skreślę i zacznę od nowa, gdzie indziej, już nie jako my, ale jako ja? Ostatnio mój strach i smutek przeradza się w odwagę, siłę, zdobywam się na pozytywne myślenie o wszystkim. Przestaję zwieszać głowę i tracić siły. Mam ochotę usiąść i napisać list do siebie samej. Wracając z pracy wchodzę do sklepu po marchewkę i seler. Kiedyś na zakupy chodziliśmy razem. Wszędzie. Zawsze. My. On. I ja. Pakuję kolejne sprawunki do czerwonego koszyka, znów wracam kilka lat wstecz. Jak się wprowadzaliśmy, do naszego wspólnego mieszkania, to jednego dnia, właściwie to w nocy, w Tesco szukałam łyżki wazowej. Bo chciałam ugotować mu kapuśniak.

***

Mijamy się rano w drzwiach, nasz wzajemny dotyk zaczyna nas parzyć. Muszę coś z tym zrobić, no bo co dalej? Najłatwiej jest wyjść, zatrzasnąć za sobą drzwi i pójść w inną stronę, mówiąc zdawkowe – nie wyszło. Ale czy w życiu właśnie o to chodzi? 

***

Nie mam już siły. Targa mną na przemian zachwyt i strach. Przed nowym. Dzień dobiega końca. Idę na przystanek, uświadamiam sobie, że boję się ludzi. Boję się przejść dla pieszych. Zatykam uszy słysząc dźwięk karetki. Boję się swoich myśli i siebie samej. Czy to się kiedyś skończy?

Przekraczam próg domu, przygotowana na samotny wieczór. Opadam na sofę, na ławie stoi wazon, a w nim tulipany. 

Podkurczam nogi, patrzę bezwiednie w jeden punkt, zaczynam liczyć dziurki w kontakcie. Na twarzy czuję zimne dłonie, które zasłaniają mi oczy. Podnoszę się, staję naprzeciw niego i łzy spływają mi po twarzy.

- Arek, próbuję coś powiedzieć. Arek, czy ty mnie jeszcze kochasz? Znów wydostaje się ze mnie ten zlepek słów nad którymi totalnie nie panuję.

- Kocham. Przytulił mnie. Kocham Cię Króliku. Tak trochę na przekór.


Spodobał Ci się ten tekst? 
Znajdziesz mnie też na facebooku.  
O tu: KLIK  


źródło zdjęcia: www.unsplash.com

Podobne wpisy

0 komentarze