Gdzie Ci mężczyźni?


źródło: www.gratisography.com

Andrzej jest niski i krępy. Tyłek ma tak gruby, że nawet żal go nie ściśnie. Fryzura ‘na lotnisko w Modlinie’. I dziwnie chodzi. Jakby pod pachą nosił papiery toaletowe. Z Biedronki. Zarzuca ramionami, śmieje się jak antropomorficzny pies goofy, z profilu przypomina mi porky pig zmiksowanego z bugs bunny. Nadużywa słowa ‘pięknie’. I ‘baja’. Stojąc przy barze uparcie prosi o gratisy. A mnie o piwo. Nic mu nie smakuje. Zupa zawsze jest za słona. Preferuje chleb z pasztetem. Też bym sobie zjadła, ale nie mam jego zdjęcia. Nie lubi Kuźniara. Lisa. I tefałenu. Oglądając galerię zdjęć zdobywa się na jedno zdanie. ‘Niezły pępuszek’. Warszawiaków nazywa głównie ‘słoikami’. Siebie mianuje tym pełnoprawnym. Jest z Pruszkowa. 

 ***

- Jesteś lesbijką? Zadaje mi pytanie, kiedy wracamy z pracy.

- ??? - przewracam oczami.

- No lesbijką? Jesteś? Bo skoro się już znamy kilka dni, to mogę Cię tak wprost zapytać, co nie?

- Jestem. Odpowiadam prześmiewczo.

- Serio, wiedziałem, triumfuje Andrzej. Mam wrażenie, że zaraz zacznie podskakiwać. Wyglądasz jak rasowa lesba. Taka wiesz, zupełnie aseksualna dla faceta. jak ta, no, zamyśla się. Britnej Spirs. Ten tego. Ej, no. Ale czad.

- Wiesz, kontunuuje. Właściwie to ja nienawidzę gejów i lesbijek. Jestem z tego dumny, wiesz? Choć Ciebie zasadniczo, to lubię, polubiłem znaczy się, dodał pośpiesznie, trącił mnie łokciem, po czym zanucił kibicowską przyśpiewkę. Zarzucił charakterystycznie ramionami, jakby mu ciążyły reklamówki i pociągnął nosem.

- Ale ja mam intuicję dodał. I te twoje czerwone usta. Logiczne, nie?

Nie. 

Dla dopełnienia wizerunku brakowało mu nerki przypiętej do pasa i bimbru wyjętego spod lady. Właściwie to z kraciastej torby. Bimbru, którym mógłby śmiało handlować. I papierosów. Bez akcyzy. 

***

- Ten Twój blog, wzdycha, no, ej, no widziałem, pociąga nosem i odwraca się w moją stronę. Co za smuty. Zaśmiewa się. Beznadzieja. Przeciera usta rękawem, chichocząc dalej sam do siebie.

Grzecznie mu odpowiadam, że zaglądanie na bloga jest dobrowolne. I, że szczerze rozumiem, że jego poziom elokwencji może mieć trudności z rozumieniem pewnych spraw. Kwestii. Zapisów.

- Nie ta liga, bejbe, odpowiada. Nie ta liga.

- Słusznie, Andrzejku, mówię. Słusznie.

Cieszy się.

Nie zrozumiał.

Wiedziałam.

***

Siedzimy obok siebie, na zebraniu. Andrzej przysuwa się bliżej, odchyla dziurę w spodniach, pokazując mi bokserki, w kolorze spranego pseudo turkusu. Opowiada, że ma odliczone na cały tydzień. Zastanawiam się, czy dziś na metce ma ‘trójkę’. Bo jest środa. Trąca mnie ramieniem, kieruje wzrok ku dołowi, hę, wskazuje czubkiem nosa na owo miejsce. Trąca mnie jeszcze raz kolanem, wyszczerza zęby, mam wrażenie, że zaraz powie, co jest doktorku i zazgrzyta zębami. Odsuwam się i słyszę, fajne, nie?

Nie.

***

- Ty, kaliszanka, zagaduje mnie. Ty jesteś za Lechem, co nie? Zaczyna dyszeć.

- Za Desperadosem, mówię.

- Co? Hę? Skąd to? Pyta zaskoczony.

- Z biedronki, mówię.

Nie skumał.

***

Roman ma sporą nadwagę i dżinsy wycierusy. Kraciastą koszulę, zapinaną na guziki, które się rozchodzą. Na szyi gruby złoty łańcuch. Przysiada się, włącza telefon wielkości tableta, i pokazuje mi swoje hektary. O tu, mówi, popatrz, tu jadę ciągnikiem. Nowym, podkreśla. Nie na kredyt. Ojciec zawsze mi mówił, że lepiej poczekać i nowy kupić. Fajny nie? - przysuwa mi telefon do ucha. Słyszysz co leci? Disco polo. Popatrz tu, scrolluje ekran. Zaczyna nucić ‘Iza z Matiza, Agata z Fiata, Lata za mną lata, każda małolata. Lena z Citroena, Monika z ciągnika …’ 

Casting robiłem. Czaisz? Kalendarz wydajemy. Na ekranie moim oczom ukazują się dziewczyny w różowych lateksach. Przy traktorach. Kombajnach. I innych sprzętach, których nie potrafię zdiagnozować. A tu, kontynuuje, to mój basen, powiększa zdjęcie. Tym razem moim oczom ukazuje się przyczepa od traktora, wyłożona folią. Basen? Pytam. No na razie taki. Widok jest z góry, widzisz? Drona mam. To co, zabawimy się, pyta przejeżdżając mi dłonią po nodze.

- Nie, odsuwam się.

- Dziwne, mówi i idzie dalej.

***

Maurycy ma różowy, jasny odcień skóry, duże, odstające uszy, i małe szare oczy. Ubrany jest w zieloną koszulę na krótki rękaw, brązowy bezrękawnik i jasne spodnie. Na rękach ma widoczne blizny, na głowie kaszkiet. Porusza się w trybie slow motion. Jego wygląd nie uległ zmianie od czasów pierwszego odcinka doktor Quinn. Maurycy jest grubo po trzydziestce. 

- Ta fryzura Cię postarza, mówi Maurycy z triumfem w głosie. I ta sukienka, drapie się po czole, ona w ogóle do Ciebie nie pasuje. Wiesz? Toczy zacięty monolog. 

- No mała, słyszysz mnie? Dostrzega lekceważenie. W końcu.

- Umowę mam, no wiesz, o pracę. Taką normalną, zusy, te sprawy. Po całym świecie jeżdżę. Głównie to Skandynawia, jakie widoki, mówię ci, szał. Słuchaj, co Ty tak milczysz? 

Chwila ciszy. Przed burzą. 

- Ty masz strasznie wąskie usta. Nadmienia po chwili. To tak na marginesie. Przysuwa się bliżej. Serio, uśmiecha się. W sumie nic mi tu nie gra, jesteś jakaś taka, zamyśla się, niespójna, dodaje. Ale słuchaj. To nie jest ważne. Jutro mam randkę. Nauczyłabyś mnie całować? 

- Nie.

- Nie? 

No to słuchaj, zapomniałbym. Zęby masz za duże, dodał i poszedł.





Spodobał Ci się ten tekst?
Znajdziesz mnie też na facebooku. O tu: KLIK

Podobne wpisy

0 komentarze