Bo to nie o te kwiaty chodzi.


źródło: www.wallpaperswide.com


Wiesz, nie wiem dokąd najpierw sięgnąć pamięcią. Nie wiem w którą stronę, nie wiem jak, i od czego. Bo niby mam pamięć do miejsc, twarzy, dat, a jak chcę coś ułożyć, to trudniej już jakoś. Wiesz… 

***

Rok 2008.

Piętnasty sierpnia, wakacje. Piątek. Albo sobota. Dostała dwie propozycje. Wieczór panieński dobrej koleżanki w jednym z lokalnych klubów albo wyjazd nad morze ze znajomymi. Została. Wypatrzyła go sobie tuż na wejściu. Biała koszulka, z czerwonym elementem, ciemne włosy. To ten moment kiedy krew uderza od stóp do głów. Kilka drinków później okazało się, że mają wspólnych znajomych. Stanęła obok i zażartowała: „możesz być moim ósmym krasnoludkiem, bo siedmiu już mam”. 

Została siódmą królewną, a on pierwszym krasnoludkiem.

I żyli długo i…

***

Nikt nie wiedział jak bardzo była sama. Jak wszystko w niej było zapętlone. Skulona jak kłębek wełny z supełkami marzyła tylko o tym, żeby ktoś pociągnął za jeden koniec… I żeby wszystko się rozwiązało, tocząc tak długo, aż kłębek zamieni się w linię prostą… 

Właściwie, to przecież chciała tylko normalnie. Normalność jest pojęciem względnym, a ona chciała bezwzględnie, według utartego schematu. Tylko. Ale tylko, okazało się aż.

Patrzyła w lustro, tak często widząc ten sam grymas. Oszukiwała się latami, w sukience kopciuszka, ze zgubionym pantofelkiem, którego nikt nie znalazł. Tym butem była ona,  tym jednym, nie całkiem do pary, rozłączonym, zagubionym, jeden taki, drugi inny, nie pasujący ani fason, ani rozmiar.

Ale przecież wmówić sobie można, że tak jest wygodnie.

Nawet jeśli nie całkiem do pary…

***

Rok 2015.

Usiadła na tym balkonowym progu już chyba po raz ostatni. Rozejrzała się. Suszarki na pranie, sznurki porozwieszane na sąsiednich balkonach, ktoś obok podlewał pelargonie, ktoś wietrzył kołdrę. Pozazdrościła. Rytuału. Schematu. Powtarzalności. Wystawiła twarz do słońca. Kartka kalendarza, który trzymała na kolanach, trącana lekkim podmuchem ciepłego wiatru otworzyła się na szóstym lutego. Wschód słońca 7:09, zachód 16:31, znak zodiaku wodnik, imieniny Doroty i Bohdana. Zastanowiła się czy solenizanci dostali kwiatka. Albo wódkę. A może mieli alergię i byli abstynentami?

Ona nigdy nie dostawała. Ale przecież to nie o te kwiaty chodzi…

Wiało. Przygładziła włosy, wiatr tworzył raj dla serferów, tylko akwenu brak. Zalawirował kartkami z kalendarza, bingo, siódmy lipca. Pięć miesięcy wahania i rozterek, utarta droga do jedynej słusznej decyzji. O ile decyzje mogą być słuszne, może po prostu są mniej lub bardziej zgubne, może wymuszone, może dobrowolne, może jedyne z możliwych?

Więc, siedziała dalej, wgapiając się nieudolnie w grafikę z szeroko otwartym okiem, pomoc sąsiedzka, kawałek blachy na bloku, który z rzeczywistością nie miał nic wspólnego. No chociaż tyle…

Pożegnała się z jarzębiną, pomarańczową, nie czerwoną, widokiem na Lidla, i stację Orlenu, i aptekę kwiaty polskie.

O te, których nigdy nie dostawała.  Ale przecież to nie o te kwiaty chodzi…

Pociągnęła nosem, co stworzyło doskonałą otoczkę do dramatycznego (jej zdaniem) obrazu toczącej się sytuacji. Przecież tu ma taki duży parking (tam mały), tu ma dwa pokoje (tam jeden), tu ma balkon (tam nie)… 

Spojrzała we wspólne dla wszystkich niebo, mówiąc głośno…
- No przecież głupia, ty masz tutaj wszystko…

Za plecami usłyszała:

- Ale nie masz miłości…

A wszystko było niczym.

***

Wiesz, ona wie, że będzie dobrze.

I, że mogła wtedy wyjechać jednak nad morze… 



Podobne wpisy

0 komentarze