Krótka historia o nieudanej zdradzie.




W drodze do domu kupuję jej ulubione ciastka z cukrem. Siedzi co wieczór w łóżku, żuje je tuż przy mojej głowie i strasznie mlaszcze. Nie znoszę tego. Jej, tego rytuału i tego zapachu maślanych ciastek. Kupuję je celowo, wiem co nastąpi dalej. Lubię budzić w sobie to uczucie. Odrazy. Lubię szukać jej mankamentów i pielęgnować w sobie tu uczucie obrzydzenia. Świadomie parkuję przy osiedlowym kompleksie sklepów. Nie chce mi się, ale widzę w tym pewne usprawiedliwienie. Łączę dobre, ze złym. Plus z minusem. Stoję w cukierni i patrzę na swoje odbicie w wypełnionej słodkościami witrynie. Kiedy przychodzi moja kolej, powinienem poprosić nie o ciastka, a o trzysta gram obsypanych cukrem usprawiedliwień. 

***

Czytam książkę Blanki Lipińskiej i wraz każdym kolejnym wersem narasta we mnie jakieś zwierzęce pożądanie. Nasycone erotyzmami zdania sprawiają dziwne skurcze w podbrzuszu. Bartosz leży obok, ma nałożone na uszy słuchawki i coś grzebie w telefonie. Odkładam na bok książkę i woreczek z ciastkami. Pośpiesznie strącam dłonią kruszyny. Przejeżdżam mu palcem po brzuchu, wzdryga się. Podpieram się na rękach i siadam na nim okrakiem. Trzysta sześćdziesiąt sekund później jest już po wszystkim. Leżymy obok siebie na wznak i patrzymy w sufit. Po obu stronach mojej poduszki powoli robi się mała kałuża. Duszę w środku szloch. Pomyślałabym, że coś się popsuło. Pomyślałabym, że się oddaliliśmy. Pomyślałabym, że mnie już nie kocha. Boję się samodzielnie myśleć. Babcia Felicja zawsze mawiała, że miłość to nie słowa, tylko takie małe gesty. A on przecież dba. Codziennie zachodzi po te moje ciastka…

***

Rano oznajmiam, że muszę wyjechać na nieco dłużej w delegację. Będę słabo dostępny pod telefonem, przez większość dni będę miał bardzo ważne spotkania. Mówię o tym teraz, bo nie chciałem denerwować jej wieczorem. Moja żona kiwa głową bez słowa, podaje mi kanapki i kawę w kubku termicznym, na drogę. Biorę, nie chcę jej robić przykrości, ona nie podróżuje, nie wie, że po kawę można zajechać na stację. Chwilę później rozchodzimy się na parkingu, każde wsiada do swojego auta. Przez chwilę czuję lekki niepokój. Może coś podejrzewa? Może naczytała się za dużo książek i zamierza za mną jechać? Pośpiesznie skręcam na obwodnicę. Nabieram prędkości, uchylam szybę. Upajam się dźwiękami ulicy. Czuję się jak wypuszczona z klatki zwierzyna. Zrzucam z ekranu telefonu nawigację i wchodzę w kontakty. W moment pojawia się na nim zdjęcie uśmiechniętej brunetki i komunikat ‘dzwoni do Łucja’.

***

Martwię się o Bartosza. Nie mogę skupić się na pracy. Jest jakiś dziwny, nieobecny, przemęczony. Może jest chory? Może coś przede mną ukrywa? Kiedy ostatni raz robił kontrolne wyniki? Po pracy muszę wejść do sklepu po ocet, zrobię jego ulubione marynaty. Odrywam małą kolorową karteczkę, spisuję na niej produkty spożywcze. Z zamyślenia wyrywa mnie śmiech koleżanek. Przekrzykują się w temacie zbliżających się urlopów. Kiedy ich spojrzenia padają na mnie, czuję, że cała się rumienię. Zmyślam, że mąż zabiera mnie do Spa, że naszym celem jest Beskid Sądecki. Opowiadam, o tym, że czeka tam na nas basen, zespół saun: rzymska, fińska, caldarium oraz strefa relaksu, trzy rodzaje jacuzzi, siłownia… Kiwają głowami z aprobatą. Wyrecytowałam jednym tchem wszystko to, co wyczytałam z wsuniętej za wycieraczkę auta ulotki…

***

Najbliższych kilka dni spędzam w Szklarskiej Porębie. Jadam śniadania w najlepszej pączkarni. Spaceruję po miasteczku, łażę po górach. Jestem pełen beztroski, nikt mnie tutaj nie zna. Nie narzekam na przebyte kilometry. Kupuję róże od ulicznych kwiaciarek, patrzę na góry z podartego leżaka. Jem w schroniskach pierogi i kiełbasę z grilla. Zapijam piwem oscypki z żurawiną. Od rana do wieczora jestem na rauszu. Nie odbieram służbowych telefonów, w końcu jestem na urlopie. Obserwuję Łucję. Ciało bogini. Dzień zaczynam i kończę seksem. Napędza mnie pożądanie. Czuję się jak na polowaniu. Odkrywam, zdobywam. Nie mam żadnych wyższych uczuć. Nie myślę o żadnych konsekwencjach. Nie mam żadnych wyrzutów sumienia.

***

Mój mąż to strasznie mądry człowiek. Jestem z niego taka dumna. Mam wrażenie, że wszystko co mamy, mamy dzięki niemu. Dobrze zarabia, mimo młodego wieku szybko rozwinął swoją karierę. Jest wysoki, ma atletyczną budowę. To kwestia dobrych genów, nie musi tracić siódmych potów męcząc się na siłowni. Piastuje wysokie stanowisko, niekiedy odwiedzając go w pracy widziałam, jak pracownicy odnoszą się do niego z respektem i szacunkiem. Zna odpowiedź na niemalże każdy temat, od chwili poznania podziwiałam jego elokwencję. Jestem dumna, że to ze mną się ożenił. Że wziął za żonę skromną urzędniczkę. Coraz częściej myślę o powiększeniu rodziny. Ostatnio o tym wspomniałam, ale śpieszył się jak zwykle do pracy. Ostatniej nocy, przed jego wyjazdem miałam przecież dni płodne… Kto wie… Może być różnie. W tym ferworze jego pracy zapomniałam mu wspomnieć, że przerwałam ostatnio branie tabletek.

***

Śni mi się moja żona. Budzę się i przewracam oczami. Wychodzę na taras i odpalam papierosa. Wzdrygam się. Nie wiem, czy to przez chłód który dopadł mnie na zewnątrz, czy z uczucia obrzydzenia. Chcę wymazać z głowy jej obraz. Moja żona jest głupia. Nie ma żadnych zainteresowań. Jej jedyną pasją jest chyba gotowanie. Zawsze była z tych kobiet, o których mówi się, że są grubszej kości, nie wiem jak mogłem tego nie zauważyć. Ona jest zwyczajnie gruba. Pracuje w urzędzie, chodzi w babcinych garsonkach. Nie wiem czy widziałem ją kiedykolwiek w czymś innym niż stary wyciągnięty podkoszulek lub szara spódnica.

Powrót do domu umila nam płyta Taco Hemingwaya. Prezent od Łucji. Tańczy w aucie, tak zgrabnie rusza swoim wiotkim ciałem. Układa zmysłowo usta, kładzie swoją dłoń na mojej, kiedy mam ją na kierownicy. Jestem podekscytowany, odprężony. Jadę prosto do pracy. Uśmiecham się. Ignoruję kilkanaście maili i mnóstwo zleceń. Ogarnę to dziś, zostanę po godzinach. Nigdzie mi się przecież nie śpieszy.

***

Popsuł mi się tablet, a chciałam poćwiczyć z trenerką wszystkich polek i wrzucić kilka zdjęć na mojego kulinarnego bloga. Swoją drogą wszystko to robiłam w tajemnicy przed Bartoszem. To były moje początki z fotografią produktową i zajęciami fitness, nie chciałam zapeszać. Chyba nie pogniewa się, jeśli skorzystam z jego laptopa? Kiedy podniosłam jego pokrywę zobaczyłam, ze nie jest nawet wyłączony. Mój mąż nie wylogował się z fejsbuka. Pierwszym co zobaczyłam było małe okienko z dialogiem. Ostatnim słowem było ‘czekam’. Przeskrolowałam kilka linijek wyżej i zwymiotowałam na podłogę. Nie mogłam złapać oddechu. Drżącymi rękoma wrzuciłam do małej podręcznej walizki kilka przypadkowych rzeczy. Wsiadłam w auto i przez ponad dwie godziny kręciłam się po mieście w kółko. Później pojechałam do babci Felicji.

***

Mojej żony nie było w domu. Nie odbierała też telefonów. Pewnie znów spotkała się z tymi swoimi głupimi koleżankami. Ponowiłem jeszcze dwukrotnie połączenie. Głucha cisza. Pierwszy raz od dawna poczułem dziwny niepokój. Zawsze odbierała. Poszedłem pod prysznic. Łucja pytała mnie dziś, czy kiedyś znajdę dla niej więcej czasu. Kiedy będę nie doskoku, a na co dzień. Zbyłem to pytanie, a teraz wraca ono do mnie niczym bumerang. Na co dzień to ja przecież mam żonę. Nigdy nie myślałem o rozwodzie. Łucja dawała mi to, czego nie miałem w domu. I nie dawała tego, co miałem. Rekompensowała mi moje braki. Czas z nią był niemijającym miesiącem miodowym. Była ciągłym początkiem czegoś, czego końca nie chciałem. Zarzuciłem na siebie ręcznik, wyszedłem pośpiesznie i po raz kolejny sięgnąłem po telefon. Odpowiedziała mi głucha cisza.

***

Nie miałam ochoty rozmawiać z tym bałwanem. Wydzwaniał pół nocy. Babcia poiła mnie nalewką z malin, wysłuchując moich przekleństw i wyrzucanej ze mnie goryczy. Nic nie mówiła. Z tej jednej z gorszych nocy w moim życiu zapamiętałam jedno jej zdanie.

- Ludzie mają czasem wyprany mózg. Emocje przesłaniają im rzeczową ocenę sytuacji. Każdego bez wyjątku to dopada.

Tylko pomyśl. Jesteś na jakiejś imprezie i patrzysz na jakiegoś kolegę, który skupia na sobie całą uwagę. Pewnie trochę za dużo wypił, jest zabawny, radosny, porywa towarzystwo. Stoisz i klaszczesz, śmiejesz się na głos. Myślisz, jezu jak fajnie.

Gdyby to nie był twój kolega, tylko twój mąż płonęłabyś ze wstydu myśląc – jezu, co on wyprawia, jaki pojebany.

Rozumiesz?

Babci chodziło o to, że punkt widzenia, jest zależny od punktu siedzenia. Bliskość po czasie odsłania nasze słabe strony, naraża nas na krytykę ze strony, która nas przejrzała na wylot. Mówiła o tym, że może nas zgubiło inne spojrzenie na nasze małżeństwo. Że gdzieś po drodze rozbiliśmy się o nieudaną sztukę kompromisów. Że potknęliśmy się o inne oczekiwania. Że trzeba rozmawiać.

***

Rozładował mi się telefon. Podłączyłem go i sięgnąłem po laptopa. Zalała mnie fala gorąca. Nie byłem wylogowany. Kurwa, moja żona to przeczytała. Przetarłem twarz dłońmi. Nie wierzę, ja pierdolę. Usłyszałem wibrację telefonu. Podbiegłem do stołu. Sms. Łucja. Spierdalaj, przeszło mi przez głowę. Opadłem zrezygnowany na krzesło, ponownie wybrałem numer mojej żony. Nie odebrała.

***

Nie potrafiłabym zasnąć u boku mężczyzny, któremu od ponad roku inna kobieta sapała do słuchawki. Nie chciałam jadać śniadań z kimś, kto prowadził cyberseks zasypiając u mojego boku. Każdego ranka budzi mnie ciche kwilenie. Radzimy sobie. Za dwa miesiące kończy mi się urlop macierzyński. Wrócę do ludzi, życia, pracy.

***

Mojego syna odwiedzam w każdym weekend i w co drugi czwartek. Jestem z Łucją. Potrzebuję nowych wrażeń. Oszukuję ją. Kolejną kobietę, znowu. Czy czuję się winny? Nie chciałem się rozwodzić. Chciałem mieć żonę na stanie. I otwartą furtkę do świata nowych wrażeń. 



Podobało Ci się? Będzie mi niezmiernie miło, jeśli zostawisz po sobie jakiś ślad. Możesz na przykład dać mi lajka. O tu: KLIK Instagram tu: KLIK

Na Wasze historie czekam tu: glupiesercee@gmail.com lub tu: KLIK
 
Źródło zdjęcia: unsplash com



Podobne wpisy

0 komentarze