Konflikt interesów.




Łapię jego wzrok, kiedy mijamy się w holu. Trzydzieści sekund skanowania oczami. Mruga szybko, zaciska usta a później je oblizuje, jakby właśnie chciał w nich zatrzymać coś pysznego. Na przykład tą jego ulubioną czeską czekoladę.

Przechodzimy obok siebie bez słowa. Jestem zmęczona, choć przed godziną wstałam. Spałam osiem i pół godziny bez zmrużenia powiek. Może dziewięć?

Siadam przy kuchennym stole. Podkurczam kolana i opieram na nich brodę. Duże biało-zielone słuchawki na trzy minuty i trzydzieści dwie sekundy przenoszą mnie do innego, alternatywnego świata. Nakrywam oczy dłońmi. Zaciskam usta. Oddycham płytko, niemiarowo.

Dziś podlega karze świat
Tą karą będę ja
Przecież lubisz się czasem bać*

Tuż za mną ostanie kartony i worki opuszczają zimne mury.

- Wszystko – słyszę głos dochodzący z holu, choć udaję, że nic do mnie nie dociera.

O czym myślę? O tym, że mogłam się nigdy nie przyzwyczajać. Do kajakowych spływów. Do dźwięku gitary podczas parzenia porannej kawy. Do koncertów w Bieszczadach. Do nie obchodzenia urodzin. Do wspólnie wypijanych butelek gruzińskiego wina. Do trzymania się za ręce w jednakowych koszulkach jego ulubionego zespołu.

Wychodzę przed dom. Patrzę pod nogi. Widzę mech i chwasty piętrzące się między kostką brukową.

- Musisz to usunąć . Jak mnie – szepczę i uśmiecham się do niego blado.

- Trzymaj się – chwyta mnie za ramiona, i całuje w sam środek czoła.

- Ty też – mówię cicho.

Ja spokojnie problemy nasze
Zbiorę wszystkie razem*

Mogłam się nie przyzwyczajać.
Ale się przyzwyczaiłam.

***

Wieczorem zastanawiam się co ona teraz robi. Pewnie słucha smutnych piosenek, siedząc na szerokim parapecie i gapi się bezwiednie w okno. Oprócz wina spija słone łzy, dla równowagi łącząc to ze słodką czekoladą. 

Może zamówiła pizzę z krewetkami?

W domu panuje głucha cisza. Odpalam papierosa, ale szybko gaszę go na parapecie. Zapominam, że rzuciłem. Dla niej.

Nigdy nie sądziłem, że jestem w stanie coś zrobić dla kogoś. Jestem niezależny, uparty, egoistycznie na sobie skoncentrowany.

Dobrze nam się razem żyło, ale nie jest mi smutno, że się dziś wyprowadziła. Nie jest mi przykro, choć wiem, że ona czuje się w jakiś sposób przeze mnie skrzywdzona. 

Będę budził się rano bez jej szczebiotania. Wychodził do pracy bez śniadania. Wracał bez tłumaczenia. Będę miał bałagan bez wyrzutów. Pił piwo bez umoralniania. Zapraszał kumpli bez jej gadania. Jeździł szybko motorem bez ostrzegania.

***

Na dole kamienicy w której wynajęłam mieszkanie jest lokal  wdzięcznej nazwie ‘pijalnia wódki i piwa’. Schodzę tam wczesnym wieczorem, przysuwam sobie wysokie krzesło i siadam przy barze.

- Coś dobrego poproszę – udaję radosną i szczęśliwą ‘korpo bicz’, która przyszła się tu odciąć od asapów i zrelaksować.

- Wódka na lodzie, lubisz?

- Najbardziej lubię robić nic i spotykać się z nikim. Dużo jeść i tracić na wadze. Rozmawiać bez słów. Przytulać się bez dotyku. Biegać bez wyjścia  z domu. Czytać z zamkniętymi oczami. Gotować bez brudzenia naczyń. Mieć pieniądze bez pracy. Ciszę w środku miasta. Porządek bez sprzątania. Bliskość bez seksu. Lato w środku zimy. Zdrowie bez chorowania. Sklepy bez ludzi. Poranki bez budzika. Okazje bez prezentów. Miłość bez kochania.

I widok twoich oczu. Bez rozczarowania.

Zostawiam pięć dych na drewnianym blacie baru, zeskakuję z krzesła i wychodzę, nim zaskoczony rudzielec dorabiający sobie do kieszonkowego staniem za barem zdoła wydusić z siebie słowo.

***

Przypominam sobie taki wieczór po dobrym seksie. Uchylone okno, lekki powiew wiatru uderzającego mnie po twarzy. Niedopita butelka moeta na podłodze. Sokół w głośnikach. Ona taka potargana, piękna, siedząca na mnie, ujmująca raz po raz moją twarz w swoje dłonie. Nic nie mówiła, tylko się ciągle śmiała. Chwyciła pilot od telewizora i udawała, że śpiewa a później opadła na poduszkę obok zmęczona. 

- Kochasz mnie? –zapytała.

- Bez opamiętania – zaśmiałem się.

Kurwa, czy ona zwariowała?

Lubię ją. Darzę jakimś niezidentyfikowanym uczuciem. Sympatią? Jest fajna, ładna. Dobrze gotuje, dobrze się pieprzy. Bywa nieznośna i roszczeniowa. 

Mogliśmy razem iść w kierunku jakiegoś kiedyś, i dojść do jakiegoś nigdy.

Ale ona zapytała co dalej z nami, i zwyczajnie to wszystko zjebała.

***

Idę na koncert Organka z jakimś dziwnym przeczuciem. Z czymś szalejącym w mojej głowie, czymś słodkim, a jednocześnie gorzkim, z czymś niedoprecyzowanym. Idę w najlepszej wersji samej siebie.

***

- Cześć – krzyczę tuż nad jej uchem.

Uśmiecha się. Oddaje butelkę z wodą stojącemu obok niej chłopakowi. Chwyta go za ramię i coś mówi, z ruchu warg wyczytuję, że go na moment przeprasza. Podchodzi do mnie, taka inna, podenerwowana, zmieszana.

- Co słychać? Chyba dobrze u ciebie?- wskazuję na jej towarzysza ruchem głowy. Uśmiecham się sztucznie i upijam łyk piwa.

- Przeżyję kiedyś jakąś miłość bez ciebie – przecież mówiłam – wypowiadając te słowa robi się w pociągający sposób poirytowana.

- Bez moich palców między twoimi włosami?

- Bez twojego mruczenia w moją szyję i ukradkowego podgryzania.

- Bez tych wszystkich rozmów o niczym do białego rana?

- Bez oplatania twojej szyi kiedy kręcisz mną wokół własnej osi na tych wszystkich koncertach i festiwalach.

- Bez nocnej jazdy taksówkami, spania w przypadkowych hotelach, oglądania filmów w łóżku, dobrego seksu i wspólnych pobudek nad ranem?

- Bez spływów kajakowych i nocy pod namiotami. Bez jazdy na motorze bez kasku, i bez mocnego gitarowego grania.

- Z rosołem w niedzielę, cukrową watą w parku i spacerach z wypełnionymi helem balonami? - zakpiłem, kiedy już w końcu nie wytrzymałem.

- Muszę już iść, wybacz, nie jestem sama. Uniosła prawą dłoń w górę i poszła. Widziałem, że się trochę zdenerwowała.

Podeszła do chłopaka z którym stała, oparła głowę na jego ramieniu, następnie ją uniosła i go pocałowała.

***

Spektakularnie odegrałam tę scenę, mimo, że wciąż stałam na drżących nogach. 

Jesteśmy piękni!
Trzydziestoletni!
Jesteśmy piękni!
Trzydziestoletni!

I znowu wiosna wiosna wiosna wokół nas!
I znowu wiosną wiosną najlepiej tracę czas*

Koncert zaliczam do niezwykle udanych.

***

Po koncercie kupiłem płytę i włączyłem tuż po wejściu do domu.

Z nosa leci mi krew
Ja czuję, że Cię tracę

Jestem taki nieodporny
Jak zmienia się czas
I jestem jakiś taki
Ty czegoś płaczesz

I znowu noce są krótsze
I co raz więcej dnia
A nasze ciała są chudsze
A w nich jest więcej nas

Tego wieczoru wiosna wybuchła mi prosto w twarz.

*W tekście użyto fragmentów utworów:
Organek – Wiosna
Swiernails - Blizny


Podobało Ci się? Będzie mi niezmiernie miło, jeśli zostawisz po sobie jakiś ślad. Możesz na przykład dać mi lajka. O tu: KLIK Instagram tu: KLIK

Na Wasze historie czekam tu: glupiesercee@gmail.com lub tu: KLIK
 
Źródło zdjęcia: www.unsplash.com, autor:

Anthony DELANOIX


Podobne wpisy

0 komentarze