To skomplikowane.




- Nienawidzę facetów – mówi jednocześnie przeglądając profil swojego eks chłopaka, Szymona. To już prehistoria – upija przez słomkę spory łyk piwa. Jest w nowym związku. Poszedł na wieś, tam dziewuchę znalazł. Dno. Co ona ma za brwi – popatrz, na pół czoła. Ale do kościoła chodzą. Za rękę, rozumiesz? Skąd wiem? Jak to skąd? Co nie widziałaś? Tego wiejskiego fashion na łące? W szpilkach? Masz, tu linka, zerknij sobie. A ja nad tym gwizdkiem pizdkiem latałam dwadzieścia cztery godziny na dobę. I na wieś popędził. Człowiek ze wsi wyjdzie ale wieś z człowieka nigdy. Porażka – przewraca oczami. Co? Nigdy nie wrócę do niego, musiałabym być jakaś pojebana żeby znów przechodzić przez to samo, od nowa. Nigdy, dopóki się nie zmieni, a to bardzo wątpliwa sprawa. Poza tym jest Bartek, to nie jest takie hop siup. Co? Sam się napatoczył. Nie zależy mi jakoś szczególnie, po prostu umila mi czas. Ciężko to nazwać, mniej niż chłopak, więcej niż kolega? Czekaj, widzisz to, popatrz! Nie usunął naszych zdjęć. I ma w aucie breloczek serduszko, ten, który osobiście mu dałam. Jak to po co oglądam profil Szymona? Oj Meg, to skomplikowane.

***


- I wiesz, budzę go, uderzając z całej siły w ramię. Pytam kim ona jest, czyj jest ten numer. Pytam wprost od kiedy spotyka się z Janką, a on mówi, że nie rozumie. Jestem wkurwiona, rzucam mu w twarz telefonem. Pytam gdzie ona mieszka, choć wiem, że tuż obok. Kłamie, że tylko pisali. Tylko, rozumiesz? Od czterech lat. Za dnia. Kiedy byłam w szpitalu. Nocami, kiedy spałam. Ty wiesz, że Kaśka wiedziała? Byłam u niej, nawet zaskoczona nie była. W domu histeria, rodzice przyjechali. Drukuję bilingi, zakreślam jej numer. Matka nawet na niego nie patrzy, ojciec nie podaje ręki. On płacze, szlocha, przysięga,błaga. Mama uskutecznia kazania ze w naszej rodzinie nikt się nie rozwodził. Mówię jej, że będę pierwsza, wychodzi, trzaska drzwiami. Pięć dni nie jem, nie wstaję z łóżka nawet. Ewka przychodzi codziennie, dzwoni do mojego taty ze jest coraz gorzej. Ojciec przyjeżdża, gdzieś jedziemy, gdzieś wchodzimy. Jestem słaba, kręci mi się w głowie. Dostaję jakiś zastrzyk, receptę, i górę książek. Smutne wiersze. Idę na siłownię, muszę się wyżyć. Matka wciąż obrażona, nie zadzwoniła ani na święta, ani na urodziny. On? Ja? Chodzimy na terapię. Chyba nie wybaczę. Ciągle mam przed oczami taki dzień. Jest szósta trzydzieści pięć, wchodzę do Janki bloku. Ze złości idę na piąte piętro na nogach. Przede mną drzwi ze złotym numerem osiemnaście. Walę w nie pięściami. Otwiera mi i mówi "tak myślałam, że kiedyś tu przyjdziesz" Pytam jej dlaczego mi zniszczyła życie. ‘Bo ci to obiecałam’. Bo mi to obiecała.


***

- Hubert? Nie wiem co będzie. Po prostu wyszedł, nie odbiera, nie odpisuje, milczy. Ja go błagać nie będę, nie mam na to czasu, muszę walczyć, z nim czy bez niego, to nie ma znaczenia. Nie wiem czy wróci. Nie wiem, czy się chociaż odezwie. A przecież przygarnął mnie, pamiętasz? Cudowne dni, tygodnie. Tyle razy przepraszał za zmarnowane lata. Nie pytałam. Nie chciałam wiedzieć co robił, gdy nie był obok. Bałam się bólu. Zawsze chciałam żeby był szczęśliwy, nawet beze mnie. A on mi wciąż powtarzał jak tęsknił, jak kochał, jak wył do księżyca, że jeździł, szukał, znalazł. Kilka razy ze strachu pojechał dalej. Mówił, że się bał, ze nie wiedział jak. I tulił, jakby chciał natulić za te trzy lata. I już prawie mieszkanie wspólne, bo trzeba nadrobić, bo razem, bo przyszłość. Bo trójka dzieci jest i trzeba czwarte, tylko nasze. Boże, jak te słowa koiły moją duszę i serce. Ile my przegadaliśmy, przepłakaliśmy. Ile padło słów. Oczywiście nie obyło się bez zarzutów, krzyków, złości, moich pięści walących w jego klatkę, trzaskania drzwiami, zamykania się w łazience, wychodzenia. Był wieczór, zemdlałam. Karetka, szpital, badania. Kiepskie, więc kolejne. Krew, mocz, tomografia, ginekolog. Rak. Rak szyjki macicy. Wycinek pobrany. Czekanie. Jest wynik. Rok. Łzy, krzyki. Moje, jego. No ale jak? Kurwa jak? Teraz? Teraz gdy zaczęło się układać? Jak rok? Jaki rok? Miało być przynajmniej pięćdziesiąt jeszcze. Razem. Powiedział, że nie chce mnie stracić, że on drugi raz tego nie udźwignie i wyszedł, rozumiesz? Zostawił mnie z tym samą. Tyle chciałabym zobaczyć, tyle zrobić a czasu tak mało. Co teraz? Wierzę w cuda, zobaczysz. Za rok zamiast trumny będę wybierać nową perukę. Może suknię ślubną. Na razie żyję. I wykorzystam ten rok jak najlepiej się da. O niego bardziej się boję. Nie wiem co się z nim dzieje. Najpierw radio, jak nie pomoże to chemia. Jak to nie da rady to będę szukać. Mam rok. To jakieś dwanaście miesięcy. Czorty? Nie wiem. Nie wiem jak ich przygotować. Czy mówić im, a jeśli tak to co, czy może nie mówić, bo a nóż będzie dobrze? A może powiedzieć, ale dopiero jak będzie źle? Żeby pamiętały mnie z tych najlepszych momentów. Nie wyobrażam sobie pożegnania. Dlaczego kurwa akurat ja? Gdzieś kiedyś przeczytałam, że los zsyła nam takie problemy, z którymi możemy sobie poradzić, a jeśli nie możemy, to znaczy, że to nie nasz problem. Jak wygram to będę jak pierdolony terminator. Nic mnie nie zniszczy. Zaczynam wierzyć, że się uda.


***

- Coś zaiskrzyło. Rozmawialiśmy na fejsie, skypie, wiersze dla mnie pisał. Tylko wiesz co? Chłopak ma w głowie zaszłości z dzieciństwa, jest z rozbitej rodziny. Głęboko wierzy w to, że jemu nie uda się stworzyć prawdziwej relacji z kobietą. Że ja zasługuję na kogoś lepszego. Próbowaliśmy nawet być tylko przyjaciółmi ale ciągnie nas do siebie. Za każdym razem kończy się tak samo. I ja bym chciała wiesz, naprawić takiego faceta. I już pół roku próbuję mu pomóc. I cały czas przeplata się płacz i łzy, z cudownymi chwilami w uśmiechu. W jego ramionach czuję, że jestem w domu a tak naprawdę nie mogę go mieć. Bo nie mam pojęcia jak go naprawić. Oboje cholernie dużo przeszliśmy. I ja już nie wiem co robić. Próbujemy się do siebie nie odzywać. Ale jak się spotykamy albo rozmawiamy po takiej przerwie jest magia, są iskierki, pomimo tego że on nie chce. Że się boi. I co robić? Zostawić faceta bo przecież tak jest łatwiej. Bo przecież zasługuję w końcu na szczęście. Ale ja nie wiem co jest szczęściem. Relacje są ciężkie. I tu nie chodzi o jakieś wysokie wymagania. Ale o zasady. Faceci jak nie dostają tego czego chcą to, lecą dalej bo mają więcej możliwości, bo kolejna będzie bardziej otwarta, będzie miała jędrniejszy tyłek. Będzie zabawniejsza. Faceci nie zatrzymują się by poznać kobietę. Bo się nas boją? Bo mają łatwiejsze opcje? Bo są leniwi? A może patrzą tylko na wypacyfikowane pięknisie, które podbudowują tylko swoje ego? 


***

- Napisałam mu wczoraj co do mnie czuje i wiesz napisał, że nie umie mi na to pytanie odpowiedzieć. Że nie wie. Przykro mi się zrobiło. Po siedmiu latach nic? Potrafi mnie czule tulić, całować, i nic? Mówi, że ma małe pole manewru, bo mój mąż, bo córka, bo rodzina. Jestem mu potrzebna kiedy mu pasuje, i to rzadko. On nie jest gotowy na pytania, a dla mnie to poważna sprawa. Mam zaufać, nie drążyć, zdać się na los? Determinuję swoje uczucia wedle jego zachowania. Wszystko uzależniam od tego, co on postanowi. Nie chcę, a czuję mocno. Mimo, że jestem odtrącana. Przechodzę różne stany. Od pisania do niego non stop, po zmęczenie i doła. Nosi mnie, nie skupiam się na sobie. Udręczyłam jego i siebie. Co? Nie, nie umiem inaczej? Wiesz, to skomplikowane. 



 TEN TEKST DEDYKUJĘ JEGO BOHATERKOM.

Podobało Ci się? Będzie mi niezmiernie miło, jeśli zostawisz po sobie jakiś ślad. Możesz na przykład dać mi lajka. O tu: KLIK
Instagram tu: KLIK

Na Wasze historie czekam tu: glupiesercee@gmail.com lub tu: KLIK

 

Źródło zdjęcia: www.unsplash.com

Podobne wpisy

0 komentarze