Obiecanki-cacanki czyli pożyczony narzeczony.





Karolina

- Oddalasz się – Powiedział. Czuję, że coś się dzieje – Patrzył na nią tak, że nie wiedziała czy mu powiedzieć. Czy się otworzyć, czy potrafić w szczerość. Czy złamać tę barierę, przekroczyć jakąś linię. A potem się zdecydowała.

- Widzisz, bo to jest chujowe – Powiedziała mu znienacka. Chujowe, rozumiesz?

- Ale co jest dla Ciebie chujowe? Coś konkretnie? Czy całokształt? – Wytrzeszczył oczy ze zdziwienia.

Patrzyła na niego, i się zawahała. Wie, i udaje? Czy nie wie, bo jest głupi?

Udawał. Głupi nie był zdecydowanie.

- Wszystko jest chujowe. Cała ta sytuacja.

Chciał, żeby doprecyzowała.

- Widzisz – zaczęła. Widzisz, czasem jest tak, że kogoś poznajesz i możesz z nim wszystko, rozumiesz? Bez względu na to co dalej, jest chemia, jest flow, jest jakieś coś, choćby na chwilę, nieważne. I Ty chcesz tego, dozujesz sobie, idziesz w to, i może się to rozpaść za każdą jedną chwilę, ale mimo to ryzykujesz.

- No i co, czy to źle? – Zapytał.

- Nie. Dobrze. Znaczy źle. Ty możesz wiele, a ja mogę niewiele. Mogę dostać czas, którego dajesz mi dużo, nie powiem, że nie, ale to ciągle jest czas wyrywany, wyszarpany, ten na chwilę. Jesteś dziś a jutro może zatrzaśniesz furtkę. Wiesz, a ja będę myśleć o Tobie. Wyślę Ci pięćdziesiąt sms-ów, kilka zdjęć, opowiem Ci co u mnie, tak zwyczajnie, nie jakoś głęboko, tylko tak co się dzieje codziennie i posłucham co u Ciebie, bo mnie to zwyczajnie interesuje. I będzie dalej chemia i flow, wszystko będzie, powisimy na telefonie, jeśli się uda, bo lubię Cię słyszeć, bo mam swoje ulubione momenty takie charakterystyczne, kiedy się na chwilę zawieszasz a ja wiem, że się wtedy uśmiechasz. Będę Cię słuchała i nakrywała głowę poduszką. Bo jestem nieśmiała, bo Ty mnie chwilami onieśmielasz przecież. Będę nawet sprzątać z myślą o Tobie, bo w tle gdzieś poleci „Twoja muzyka’, skrupulatnie zapisana, niektóra tak bardzo Twoja, że aż mnie skręca na wszystkie możliwe sposoby. I będę serio upojona tym, co jest, choć nie wiem czym jest, ale jakimś ponad euforycznym stanem zafascynowania człowiekiem, tym, że można myśleć o kimś, tak bardzo. A potem po prostu pomyślę sobie i co z tego? Co z tego, skoro i tak sylwestra spędzę sama? To mnie wprowadza w świat iluzji. W coś, czego nie ma, co ja sobie wymyśliłam. Dlatego uciekam. Próbuję. A Ty mi na to nie pozwalasz.

- Czas – zaczął od przeciągnięcia, i wyraźnego zaakcentowania tego słowa. Tutaj nie mam co powiedzieć. Wiesz jak jest. Mam ten czas wydzielony, zrozum. Nie chcę się później tłumaczyć, skąd wracam. Wiedziałaś, jaka jest sytuacja. Wiesz przecież.

Wiedziała.

- Wiem. Natomiast poradzenie sobie z nią jest zupełnie inne. Czuję się taka, nie wiem, zażenowana. Dostaję tyle ile możesz mi dać, w granicach rozsądku. To smutne – Blado się uśmiechnęła. Nie mówmy o tym.

- Mówmy.

No to mówiła.

- Bo mogliśmy być kumplami to przeszliśmy do flirtu, czy bliższej relacji a to już rodzi inny rodzaj podejścia. Ja mam w głowie swoje demony. Ty nie rozumiesz? Że ja się zajmuję zajętym facetem, że nie mogę się z nim spotkać, kiedy będę miała na to ochotę, że generuję 80% myśli dla kogoś, kto nie może być dla mnie.

- Mnie też nie jest łatwo - Odpowiedział, a ona mu uwierzyła. Nie dopuściła dużego prawdopodobieństwa, że mógł przecież kłamać. Z dnia na dzień coraz gorzej – dodał.

Wiedziała, bo kiedyś też była po tej drugiej stronie barykady. Miała swoje życie, takie bezpieczne, i dodatkowo to drugie, jakąś opcjonalną fajną relację. Była wtedy egoistką i tylko o sobie wówczas myślała. Nie wiedziała, że kogoś rani w ten sposób, że nie wolno żyć na dwa życia. Ale wiedziała to dopiero po czasie. Na jakieś duże później. Wiedziała, bo konkretnie to odpokutowała.

- Widzę, że chcesz mnie odwieść od tego. Od tego, co się dzieje. Najlepiej, jak już pójdę i nie będę tego słuchał.

Zagrał jej na emocjach.

- Nie gniewaj się – Miała tendencję do popadania w poczucie winy. Im głębiej w relację, tym głowa bardziej zepsuta i tym strach większy.

- Mam dziwne wrażenie, po tym co mówisz, że to jest jakiś koniec – słowo koniec z trudem przeszło mu przez gardło. A nie chcę. Nie chcę, rozumiesz?

Rozumiała. Chciała to usłyszeć, mimo, że to ona uciekała, to chciała, żeby ją zatrzymał.

- Widzisz, bo możemy się znów spotkać. Raz, drugi, piąty. Możemy skończyć w łóżku nawet. A potem wiem, że będę musiała policzyć minuty, że to już, już muszę zostać znów sama, i poczekać na sms-a, że tak, że bezpiecznie wróciłeś do domu. I, że będę tęsknić. Tęsknić za Tobą niemiłosiernie. I tak się przed tym bronię że już chyba się bardziej nie da.

Obiecywała sobie, że tym razem może być przecież inaczej. Że tym razem może zaryzykować. Przez chwilę poczuła, że to psuje. Że ona, że znów. Wiedziała, jak działają jej demony. Nie spostrzegła się, kiedy to na głos powiedziała.

- Możesz tak nie mówić? – Zapytał. Niczego nie psujesz. Borykasz się z dużym problemem, po prostu. Ja mam zresztą nie mniejszy.

Chciała go przytulić, ale tego nie zrobiła.

- Widzisz, jakie to trudne tak się porozumieć? Jak się ma te trzydzieści kilka lat to nie jest takie proste i łatwe. Wtedy się umie w życie, umie tak za bardzo.

- Być może – zdobył się na jedno, krótkie acz wymowne zdanie.

Przemilczała, więc kontynuował.

- Ty jak się nie mylę, to już któryś dzień uciekasz. Bo się boisz. Nie, bo nie. Bo nie chcesz. Bo Cię wkurwia wszystko.

- Bo wkurwia – Wzruszyła ramionami.

- To niech Cię nie wkurwia. Nie nastawiaj się źle.

Wiedziała, że musi mu powiedzieć wszystko. Na dziś, na tu, na teraz.

- Ty masz swoje życie, ja jestem dodatkiem. Ja muszę zejść na ziemię, nim na nią spadnę i się poobijam.

- Widzę jaki ból przez Ciebie przemawia.

Dobrze widział.

- Boli mnie, że znów mogę dostać tylko strzępki czyjegoś czasu, jakiś fragment człowieka, bo znów jakimś cudem nie zasługuje na całość. Bo znów jest ktoś dla mnie na chwilę i w pewnym stopniu. Bo igramy z ogniem, powiedzmy.

- Co ja kurwa robię – Założył ręce na głowę, pochylił się lekko do przodu. Wyciągnęła rękę w jego stronę, ale ją cofnęła. Nie mogła. Nie teraz.

- Widzisz, bo gdzieś się zatraciliśmy. Nie wiem w którym momencie, ale jakoś w natychmiastowym.

- Nie lubię jak ktoś się angażuje, a potem mówi, że nie, i że jednak, no, że jednak spada. Rozumiesz?

Rozumiała.

- Boli mnie to – Dodał.

- Mnie boli, że się zatraciliśmy – Odpowiedziała.

- Każdy z nas szuka szczęścia, a u mnie nie ma go od dawna.

Ciągle mu wierzyła.

Popatrzył na nią, przymrużył oczy, zobaczyła w nich jakąś złość.

- Wkurwia mnie takie poddawanie się, wiesz? Wkurwia mnie to zwyczajnie. Nie po to jestem, żeby być odrzuconym.

Za szybko pokładała we wszystkim nadzieję. Za bardzo chciała. Za bardzo była pro człowiek. Za bardzo się przywiązywała.

Zaczął mówić, ale szybko przerwał.

- Czemu nie dokończyłeś? – Zapytała

- Bo nie wiem jak mam Ci to powiedzieć, żeby nie zabrzmiało komicznie i żałośnie. Zrozum, skoro człowiek cały czas dryfuje w rutynie i pojawia się nagle ktoś, kto wzbudza jakąkolwiek iskierkę radości i wyrywa mnie z tego marazmu, to ja w to idę. A jak Ty mi mówisz, że nie chcesz, odchodzisz, odpuszczasz to mi się serce łamie.

- Bo się boję.

- Każdy się boi.

Wiedziała, że zaraz skończą rozmawiać. Wiedziała, że on ją odwodzi od tego, na co się od kilku dni z pełną świadomością zdobywała.

- Nie umiem w relacje, wiesz? Nie umiem i nie potrafię.

- To się naum – Roześmiał się.

Chciała.

- Aj hejt ju - Powiedziała mu, jak się z nim żegnała.

- Aj noł. Bat ju lajk mi or samfing eneder.

Jak wyszedł posłuchała jeszcze piosenki o zamkach budowanych z piasku. Kojarzyła jej się z nim i była bez wątpienia jej ulubioną.

***

W sumie to cały dzień czuła, że coś jest tak bardzo nie tak. Miała zapytać, ale od tego uciekała, żeby nie wiedzieć, żeby… żeby cokolwiek. Żeby jakkolwiek się odcinać. W sumie to trochę popierdolone myśleć o nim cały dzień, tak nawet skrajnie, z czymś takim ciepłym gdzieś w głowie, głupie to było, a jednak.

Poszli o sto dwadzieścia siedem kroków za daleko. Zabrnęli w coś, co było ich imaginacją i nie miało prawa bytu.

To była jej wina, bo gdyby go wtedy nie zaczepiła, to by teraz w tym miejscu nie byli.

On miał swoje życie, ona swoje.

Nie było żadnej magii, którą sobie wmówili, nie było nic ponadprzeciętnego, co pchało ich przez moment do przodu, nie było żadnej chemii, żadnego flow, żadnego kurwa górnolotnego czegoś wyjątkowego, nie było. To tylko ich głowa.

Tylko.

Nie było nic ponad ich wyobrażenia o życiu. Nic.

Była rzeczywistość, było uwierające tu i teraz, które sprowadza ich na ziemię ze świata, do którego weszła nie wiadomo kiedy i nie wiadomo po co. Do świata, w którym znów był jakiś mężczyzna, który jak to ładnie ostatnio nazwał sam traktując o sobie - potrafił zawładnąć umysłem. Umysłem – bo to tylko ich głowa. Jej. Jej na pewno.

Nie wie kiedy się zatraciła, kiedy weszła w tę relację, pozwoliła jej popłynąć, pozwoliła jej zabrać siebie, chociaż nie chciała, bo chciała dystansu całą sobą, chciała uciec, spierdolić gdzie się da, a on ją wzbraniał. Nie wie kiedy w to poszła, i nie wie dlaczego. Wie, że znów wykopała sobie dołek i z impetem w niego wpada.

I wie, że po raz ostatni, choć to już kolejny raz sama sobie obiecuje.

Jest jej tak przykro, tak jej jest kurwa przykro, że on nie wie. Nie wie i nie dowie się, bo ona mu więcej o tym nie powie.

Jest jej kurwa przeobrzydliwie tragicznie, że znów uwierzyła, że dała ten kredyt zaufania, żeby ktoś go połamał, z impetem, mocno, i nad wyraz boleśnie.

Jest winna sobie sama.

Wie, że on musi w swoją relację, wie, że to już w sumie koniec, że tej ich imaginacji od dziś już nie ma. Jest jej z tym najgorzej na świecie. Wie, że on może myśleć, że nie, ale jednak. Jednak, głupia ona się w to zaangażowała, bardziej niż powinna. Mimo uciekania.

Trochę ma żal, że pozwolił jej zabrać cząstkę siebie, na tyle, żeby poczuć się fajnie. Żeby pójść w szczerość i podzielenie się sobą z kimś na pozór całkowicie obcym. Trochę. Choć chwilami trochę bardzo.

Bo teraz on idzie w swoje życie, co tyle razy ona podkreślała, a ona będzie tęsknić.

Tak trochę.

Czasem było tak, że na myśl o nim wszystko jej się wszystko wyrywało. Wiesz, taka radość, tak, radość właśnie. Teraz jej się wszystko wyrywa i ciągnie ją w dół.

Tak bardzo się tego bała.

Że się przywiąże, przyzwyczai, choć to tylko relacja nie rzeczywista, tylko litery, głos, i słowa, które pochłonęła.

Wystarczyło.

On teraz chce kochać, teraz chce w uczciwość, w tamto życie, w zaangażowanie.

Był taką trochę małpą, skaczącą z gałęzi na gałąź. I ona mu źle nie życzy, ale jak by z niej spadł i potłukł się jak ona…

Ona by się trochę ucieszyła.

Żeby i jego jak i ją to choć trochę zabolało.

***

Romka

Na Śląsku było ciepło o tej porze, mimo, że na dworze lekko siąpiło i wiało. Wyrwała kartkę z kalendarza – dwudziesty czwarty grudnia, wigilia. Długo czekała na ten dzień, miała swoje wyobrażenia i konkretne plany. Zasiądą razem do stołu, po raz pierwszy, we troje. Jej syn dostanie wymarzony prezent, a Rafał, a Rafał po prostu będzie z nimi.

Długo się przed tą miłością wzbraniała. Wiedziała, jak to jest być pokiereszowanym przez życie, długi, mozolny rozwód i ta walka ze samą sobą, ta utrudniona wiara w to, że ona, Romka jest coś warta.

Była. Bezwarunkowo była.

Przygotowywała komponenty na mająca się odbyć w ich domu kolację. Zobaczyła, że brakuje jej trochę mąki, więc postanowiła, że szybko po nią się uda. Rafał siedział i grzebał coś w laptopie, poprosiła go, żeby tylko wyskoczył, że śmieciami. Kiwnął głową.

Ubrała się i wyszła.

W sklepie zatrzymała się jeszcze przed lodówką z napojami. Przesunęła jej szklane skrzydło, kiedy ekspedientka donośnym głosem powiedziała ‘towar podaje sprzedawca, co paniusia kartki nie widzi’?

Nie zauważyła. Poczuła dziwne uczucie, jakiś skręt żołądka, jakiś nieuzasadniony ból, coś, co było zgoła nieprzyjemne. Zachciało jej się płakać. Czy to możliwe, że reakcja ekspedientki tak mocno ją rozproszyła?

Podwórko było prostokątne i szare. Kilka przęseł płotu, ławki z wyrytymi inicjałami osadzone w powykruszanym betonie. To była rzeczywistość, którą znała. Usiadła na chwilę, żeby złapać oddech. Przypomniało jej się jak byli w Meksyku. Jak mieli spędzić urlop życia, mężczyźni, najważniejsi dla niej na świecie i ona sama. Przypomniało jej się jak Rafał zniknął któregoś wieczoru. Jak zabrał walizkę i zaczął rozdawać pieniądze. Przypomniało jej się, jak bardzo się bała. Przypomniało jej się, kiedy dowiedziała się o jego chorobie. Schizofrenia. Dlaczego teraz o tym myślała?

Weszła do domu, Rafała nie było. Zapytała Krzysia, gdzie on jest, dokąd poszedł. ‘Ze śmieciami’, powiedział mały. Po chwili odebrała telefon.

- Jest mi zimno – Powiedział. Zimno mi, Romka.

- No to chodź, wchodź na górę, gdzie Ty jesteś?

- Ja? Ja idę do Wrocławia.

- Jakiego Wrocławia? Bez kurtki? A wigilia? – Wyrzucała z siebie bezwiednie zdania.

- Wigilia? No wigilię to sobie przecież zrobicie.

Wyszła z domu, pojechała, chciała go szukać, znaleźć, zabrać do domu. Chciała, normalnie, chciała nie umieć w przeczucia, chciała cofnąć czas nie iść do sklepu, chciała, żeby jej tej mąki nie brakowało.

Szła ciemną klatką, rozglądała się za siebie, czy nie ma gdzieś może pająków, choć wiedziała, ponad wszystko wiedziała, że one jej nie pogryzą, tak mocno jak myśli w jej głowie.

Zupełnie nie rozumiała, dlaczego życie znów ją tak bardzo mocno oszukało.

***

Marcela

- Masz skończyć z takimi kurwa patałachami, wkurza mnie to, zasługujesz na kogoś superfajnego, wiesz? – Marcela aż kipiała ze złości. Kogoś, kto jest szczery i nie pierdoli kocopołów na każdym kroku. Przestań w końcu trafiać na kolesi z kosmosu własnego ego.

Uśmiechnęła się do tego, co usłyszała. Jadła właśnie dewolaja i sernik. Czytała debiut Fiedorczuk, o pokochaniu centrów handlowych. Przerwała to tylko na chwilową rozmowę.

- A co u Ciebie? - Zapytała.

- Mam dosyć życia z paranoikiem. Czasem jeszcze jest mi smutno. Ale coraz rzadziej mi się już tak robi. Jestem już daleko, daleko. Ty też masz być, kapiszi?

Tak, rozumiała.

- On jest pojebany, wiesz? On mnie rozlicza za przeszłość. Myśli, że jestem ze sklepu z ludźmi. Że teraz może mnie zwrócić, albo nie wiem, złożyć reklamację? Poproszę tę panią, ile? Okej 59,99, biorę. A teraz chciałbym ją oddać, ma niejako niepodobającą mi się przeszłość, no jak to jaką, proszę pani ona kiedyś z kimś sypiała. No kurwa, on jest zdziwiony, że ja kiedyś w życiu z kimś spałam. Mam 36 lat, na co liczył? Więc on gapi się na tą półkę, i mówi, a ta? Wezmę tę, ta za ile? 39,99, a przepraszam, jednak rezygnuję, bo dlaczego nie dziewica? On ma mnie za głupka, ewidentnie. Nie, ja się z tego wymiksowuję.

Przechyliła kubek z herbatą wypijając ją jednym haustem. Pogłaskała się po brzuchu.

- Dobra, Ty mnie nie zagaduj – ofuknęła ją. Musisz skończyć z byciem furtką i puchatym kurwa dywanikiem. Ciągle myślisz tylko o innych, a co z Twoim życiem? Daj sobie spokój, taki prezent sobie zrób. Bo potem każdy wstaje i idzie do przodu, a Ty leżysz taka rozmemłana na środku drogi i nie wiesz co zrobić.

Wiedziała, że ona ma rację.

- Sama nie jestem lepsza. Ni chuj nie chciałam z nim nigdy w kwiaty, cukierki czy w czekoladki. W normalność chciałam. Mogliśmy siedzieć teraz w jakiejś górskiej chacie, i patrzeć na zaśnieżone szczyty. Wspinaczka, to sama rozumiesz, nie na teraz – skierowała wzrok w stronę swojego brzucha – ale na patrzenie była szansa. Na spacer. A kurwa.

Związała się na supeł. Na pętelkę. Na podwójne piórko. Wiedziała już, jak to się robi. Wiedziała, jak można się zaplątać, a potem się traci cierpliwość przy rozwiązywaniu. Wiedziała, że znów się chyba pomyliła. Jak wtedy, kiedy pomyliła biskupa z papieżem. Jak wtedy, jak pomyliła godziny, bo nie znała się dobrze, na wskazówkowym zegarze. Jak wtedy, kiedy zamieniła mąkę z cukrem pudrem.

Kibel był wąski i chłodny. Klęczała i wyrzygiwała jego imię. Tamte noce i pochłonięte słowa. Wpuściła go do swojego świata, żeby przez chwilę usychać z tęsknoty niczym choinka, której znów nie podlała.

- Więc weź się kurwa nie daj, jak i ja się nie daję. Nie daj się, nie możesz mała. Bo niby jesteś taka samodzielna, taka hop do przodu, i silna. Gówno. Nie jesteś. Daj. Daj łapę.

Wzięła jej rękę i położyła na sobie.

- Czujesz? – zapytała.

Czuła.

To dziewczynka. Będzie Ronja, córka zbójnika. Nie bój się, daj tę rękę. Ona Cię pozdrawia.

Wiedziała, że już nigdy nie będzie sama.

***

- Zabrałem Ci czas, zmarnowałem Ci go, zabrałem Ci jakiś element życia? – Zapytał

Roześmiała się.

- Nie. Ja po prostu musiałam to przeżyć, żeby zebrać materiały.

- Materiały?

- Materiały na sagę w trzech odcinkach. O chujach do kwadratu. 


Podobało Ci się? Będzie mi niezmiernie miło, jeśli zostawisz po sobie jakiś ślad. Możesz na przykład dać mi lajka. O tu: KLIK
 
Instagram tu: KLIK
 
Źródło zdjęcia: www.unsplash.com, fot. Toa Heftiba

Podobne wpisy

0 komentarze