Jak oswoić jeża?




Kursor w okienku otwartego, pustego arkusza worda miga długo. Zbyt długo. Stoi w miejscu nieskończenie. Biel pustej kartki z uporem maniaka bije mnie po oczach. Nie umiem w litery. Nie umiem w słowa. Nie umiem w zdania. Nie umiem w ich sklejenie. 

Nie umiem w pisanie…

Wychodzę…

***

Drzwi sklepu są uchylone, wchodzę. Ona stoi w kolejce, jest druga, więc ja trzecia, tuż za nią. Nagle się schyla, bo upadł jej pieniążek, jedna srebrno-złota moneta, jej cały majątek. Schyla się i zaczyna go szukać, a ja schylam się razem z nią, choć dobrze wiemy obie - wiem ja i wie ona, że jej nie upadł. Nie upadł jej, bo go nie miała, ale szukamy. Odsuwamy skrzynki, z plastiku, takie czerwone, w nich są banany, i winogrono, duże, ładne, fioletowe i zielone. Obok nektarynki, pod spodem puste butelki od piwa.

- Nie ma. Nie ma a miałamupadło mi, no i gdzie jest?

- Nie wiem – mówi ekspedientka. Widzę, że jest zniecierpliwiona jej zachowaniem. Może wpadło pod lodówkę, ja pani nie znajdę, mam klientów, mam towar, czasu nie mam.

Wstajemy obie z kolan, nie znalazłyśmy, bo jak znaleźć coś, czego nigdy nie było? Jak dostać to, czego się w garści nie ma a i tak się za tym goni?

Odsuwam się pół kroku, wkładam do worka kilka śliwek. Są duże, choć pewnie z robakami, albo nie, w pryskane robaki nie wchodzą, więc bez, pięć, sześć, a wezmę osiem. Bułka. Duża, nie chcę tej z ziarnami, ostatnio mi nie smakowała, jogurt – mały, choć i na duży by starczyło, mimo, że jeszcze przed wypłatą jestem. To może jeszcze miętowe landryny i woda, półtora litra, niegazowana. Kartą zapłacę.

(…)

***

- Wciąż gadasz na głos do siebie – słyszę nagle głos, głos ciepły, przyjemny, melodyjny i dobrze mi znany. Podnoszę do góry głowę. 

Ernest?

- Ernest! – Krzyczę. Ernest! – Rzucam mu się na szyję. Obejmuję jego twarz obiema dłońmi i całuję go prosto w usta.
Opiera swoje dłonie na moich plecach patrzy na mnie i nic nie mówi, tylko się uśmiecha. Wiszę mu wciąż na szyi, tak, że moja torba z zakupami zsuwa mi się do połowy ramienia.

- Cześć maluchu. Lata świetlne cię nie widziałem. Gdzie się podziewałaś?

Mówi to trochę naprawdę a trochę zaczepnie, bo nie ja a on, nie do mnie to pytanie a do niego, gdzie on, nie ja, a gdzie on właśnie się podziewał?

- Jadłaś śniadanie? 

Jest wcześnie. Nie jakoś bardzo szczególnie, ale wciąż jest przed południem.

Kręcę głową.

- To chodź. 

Idziemy przed siebie, kawałek prosto, i raz skręcamy w lewo, nie, że jakaś tam knajpka, cukierenka, nic z tych rzeczy, naszym celem podróży jest trochę szara a trochę obskurna, ale nie do końca, tylko średnio, mała, boczna, niepozorna ulica. Obok jest parking, prawie zapełniony. Wysokie krawężniki. Siadamy.

- Niech państwo tu nie siedzą, jeszcze ktoś państwa przejedzie – mówi jakiś jegomość i parkuje dwa miejsca dalej.

Spokojnie, pod kontrolą. Wszystko pod kontrolą. Ernest, jak dobrze cię widzieć, tylko myślę, ale tego nie mówię.

Otwiera papierową torbę, podaje mi bagietkę, jeszcze ciepłą, w piekarni nieopodal kupioną, pachnie obłędnie. Przełamuję ją na pół, i natychmiast nadgryzam, poczekaj – on mi mówi, i rozgryza topiony serek, półpłynny, wyciskany, o smaku ziół, podobno, jak producent solennie zapewnia.

Mankiety koszuli ma wywinięte, nierówno, niedbale, plecak rzuca tuż obok, znam go, to ten sam, jest zielony, albo oliwkowy, z przypinkami i z naszywkami, na dwie klamerki, powycierane. Tyle lat, tyle lat, tyle… 

Moje serce bije najpierw miarowo, potem mocniej, potem szybko, albo za nawet, prędkość niedozwolona, bagietka dobra. Chwilę milczymy, żadnych kurtuazji, żadnego jak zdrowie i co u ciebie. Tylko tak szczerze o życiu, o wszystkim i niczym tak zaczynamy…

***

- Mogę ci poopowiadać? Posłuchasz? – Mówi i kończy przeżuwać.
Kiwam głową.
- Kobieta?
Kiwa głową.
- Dawaj…
Ściska mnie w żołądku, ale chętnie, no przecież chętnie posłucham.
- Nie oczekuję cudów – od razu zaznacza. Ale jeśli będziesz miała to pół godziny czasu, żeby tu ze mną posiedzieć, posłuchać mnie, albo się ze mną nad tym zastanowić, to będę ci dozgonnie wdzięczny. Ale jeśli nie to trudno, nic się nie stanie. Wiem, że masz swoje życie. Słuchaj, może ty się gdzieś śpieszysz? Nawet nie zapytałem o to ciebie.
- Nie. Nigdzie. Nigdzie zupełnie.
No, bo, do czego niby? Przestałam umieć w pisanie…
- Dobrze. Ale nie będziesz potem o tym myśleć, dobrze? Tylko teraz, tylko to trzydzieści minut. Niech twoje życie i twoje problemy zostaną na pierwszym miejscu. Dobrze?
- Ernest! Do brzegu… O co chodzi?
- Zakochałem się.
Auć. Może się jednak śpieszę?
- To chyba wspaniale? – Kreuję udawany entuzjazm. A może nie? Może prawdziwy. Tyle lat…
- Niby wspaniale. Tylko mój problem polega na tym, że mam wybrankę-jeża. Takiego, co to został kiedyś nadepnięty, podgryziony, zagłodzony i w ogóle sponiewierany. Jak łatwo się domyślić, jeż zawija się teraz w kulkę i stroszy kolce, ani myśląc o rozluźnieniu. Podrzucam mu cały czas jakieś jabłuszko albo marchewkę i owszem, skubnie, ale zaraz potem znowu zawija się i siedzi godzinami skulony.
- Jeża?
- No jeża.
-Okej…
- No i mój jeż ma ogromne problemy z zaufaniem. Ogromne. To jest bardzo inteligentny i świadomy jeż i zdaje sobie z tego sprawę, ale nadal nie potrafi mi zaufać. Albo nie chce. Ale bardziej nie potrafi chyba. Bo wiesz, jeż został jakiś czas temu skrzywdzony - złamano mu serce. Tak paskudnie, że teraz ja płacę za to cenę, będąc na każdym kroku ocenianym przez pryzmat oprawcy jeża.
- Do czego zmierzasz?
Bałam się każdego kolejnego zdania. Miałam wrażenie, że słucham… o sobie.
- Najłatwiejszą odpowiedzią jest - jeż nie jest gotowy na związek, mam zostawić jeża w spokoju i nie ruszać do czasu wydobrzenia, albo najlepiej wcale, bo sam przyjdzie jak sobie zażyczy - tyle to i ja wiem. Ale niestety, Nina, niestety, ale to nie wchodzi w rachubę. Bo widzisz, widzisz Nina, ja się w jeżu zakochałem na zabój. I kiedy mówię "na zabój" to mam na myśli zakochałem się jak gówniarz, jak nastolatek. Zakochałem się jakbym miał znowu 13 lat, jakbym spryskał się perfumami ojca, poszedł na randkę i pierwszy raz się pocałował. Co ja gadam, mocniej się zakochałem.
 Zakochałaś się kiedyś tak, Nina? Tak, że możesz pędzić na drugi koniec kraju zaraz po pracy, żeby tylko przytulić na moment swoją drugą połówkę a potem, tego samego dnia wracać? Tak, żeby pisać wiersze i to nie jakieś tam rymowanki, tylko trzynastozgłoskowce pełną gębą dla swej (swego) najdroższej (szego) ? Bo ja się właśnie tak zakochałem. Tak i mocniej.
Otrzepałam kolana i wstałam na moment.
- Coś się stało?
- Nic, tylko strasznie nakruszyłam…
- Aha. I wiesz, problem w tym, że jeż jeszcze nie zakochał się we mnie, a przynajmniej tak twierdzi. Bo widzisz, Nina, jeż bardzo boi się mnie wpuścić do swojego życia. Broni swojego świata rękoma i nogami. I nie żebym miał do jeża o to pretensje, w żadnym wypadku. Ja jeża rozumiem. Jestem cierpliwy i wyrozumiały.
- Długo to już trwa? – Nie chciałam przerywać, ale milczę, za długo milczę, więc zadaję to zdawkowe pytanie.
- Długo. Kilka lat, nawet z hakiem już, jak jeż twierdzi, że nadal nie kocha. Ja myślę, że trochę kocha a bardziej jednak boi się to powiedzieć na głos, bo to przecież wiele zmienia, nie? Nie wiem, jak wy kobiety do tego podchodzicie, ale chyba bardzo poważnie, tak mi się wydaje. No, ale do brzegu, do brzegu...
- Do brzegu…
- Bo wiesz Nina, twoje serce też było złamane, nieufne, więc potrafisz się wczuć w taką osobę. Powiedz mi, Nina, co mogę jeszcze zrobić? Czego taki jeż potrzebuje, oprócz oczywistego? Jestem cierpliwy, wyrozumiały, nie naciskam i nie pośpieszam, bo też nigdzie mi się nie śpieszy. Nie szukam nikogo na już, teraz. Szukam kogoś na zawsze i wiem, że tego kogoś znalazłem. 
Rety nie patrz tak dziwnie na mnie. To jest ta jedyna, serio. Ja wiem, że to brzmi jakbym dopiero co zapuścił dziewiczy wąs, albo dostał buziaka w czółko od ładnej ekspedientki na kolonii w Mielnie, wiem o tym doskonale. Tylko ja już swoje przeszedłem. Rozpadł mi się kiedyś związek, co to trwał dłużej niż niejedno małżeństwo. Pamiętasz? Zostałem nie raz i nie dwa zraniony, sponiewierany. I wiem, co to miłość. Wiem, czego chcę, czego szukam. I wiem, że to wszystko znalazłem w moim jeżu. I wiem też, że mój jeż chciałby mi zaufać, widzę to. Tylko mu przeszłość trochę nie pozwala. 
I dlatego pytam kogoś, jak sądzę - też takim jeżem był - jak żyć? Co mogę zrobić, żeby jeżowi było lepiej? Co mogę zrobić, żeby jeż w końcu dał się pomiziać po brzuszku? Czego jeż może jeszcze potrzebować a mi nie przychodzi do głowy? 
Każda myśl się przyda, każdy punkt widzenia. Bo ja, Nina, dla jeża to wszystko bym zrobił, byle tylko był szczęśliwy.
Co ty tak milczysz Nina? No chyba cię nie zanudziłem? Ty płaczesz? Nina?

***

Nie kurwa, mucha mi do oka wpadła… Cisnęło mi się na usta, ale tym razem tego nie powiedziałam. Czy byłaś kiedyś Nina zakochana? W Tobie byłam zakochana głupi baranie… Jezu, po co go spotkałam, po co on mi to wszystko opowiadał? Udałam, że żadne płaczę, znaczy, że tak, tak trochę, bo się wzruszyłam.

- Oj Nina – objął mnie ramieniem. Wiedziałem, że nikt tak jak ty nie będzie ze mną współodczuwał.

Nie no, jasne. Kurwa.

- Walcz. Wiesz, walcz, po prostu. Nie dostajesz w życiu tego, o co nie walczysz – powoli się rozkręcałam. Bo przecież nie sztuką jest odpuścić, kiedy druga strona w pewnym stopniu generuje brak odzewu. No nie sztuką. Sztuką jest się nie zrażać. Sztuką jest przełknąć ciszę i setki (tysiące?) swoich starań. Sztuką jest być gdzieś obok, mimo wszystko. Póki nie usłyszy się – spadaj. A nawet i wtedy warto jeszcze przez chwilę. I wiesz co? Pogadaliśmy, okej. Ale radzę Ci unikać dobrych rad. ¾ społeczeństwa powiedziałoby daj sobie spokój, a ja tobie powiem, spokój to zachowaj w sobie. Ale nijak się nie poddawaj, Ernest. Rozumiesz? Nijak…

Dopóki będziesz czuł, że warto, to bądź. Bądź cierpliwie, człowiek jest tak skonstruowany, że wie, kiedy warto. Próbuję to sobie wyobrazić…
 
Wiesz? Znam syndromy bycia jeżem i wiem, że złotego rozwiązania nie znajdziemy. Ale wiem, że jak ktoś kogoś skrzywdził to nawet jak się skubnie jabłuszko i ono posmakuje to chwilę później włącza się cała masa logicznych (teoretycznie) przemyśleń i rozważań i wtedy się myśli: ale po co, ale czy to ma sens, a jeśli się wycofa…

Złota rada? Nie mam. Ciesz się każdymi podkulonymi kolcami. Nie myśl, nie wybiegaj, oczekiwania nas rujnują. Jest dziś, ale jest myślenie a co jutro… Nie ważne, jak będzie jakieś dziś bierz to dziś. Będę trzymać kciuki i nie ukrywam, że jestem ( będę) ciekawa jak się sprawy mają. Dasz mi Ernest swój nowy numer? Bo wiesz, powoli będę musiała już uciekać. Na dwunastą…


- Jasne. Ja twój mam. Ale umówmy się, że to ja zadzwonię, dobrze?

- Dobrze.

***

Dziękuję Ci za słowa otuchy. Naprawdę wiele dla mnie znaczą.
Sms przyszedł późnym wieczorem.
Nie odpisałam.
***
Spotkaliśmy się nazajutrz.
- Nina… Ninka. Wiesz co, ty się chyba czymś martwisz co? Powiedz mi, mam rację? Nina, ty się nie martw, dzieciaku. Niech cię nie zwiedzie ton mojej poprzedniej opowieści, jakoby miałbym mieć dość, albo jakobym chciał odpuścić. Nic z tych rzeczy. Kiedy mówiłem o jeżu, że mam ją za tą jedyną, to naprawdę miałem to na myśli. Nie jestem już tamtym nieodpowiedzialnym chłopakiem. Nie odpuszcza się tej jedynej. Akurat pod tym względem mam bardzo dużo wytrwałości w sobie, więc ty się Nina nic nie martw.
- Dobrze.
- Nie masz dziś humoru, Ninka? Nie masz ewidentnie, ja widzę. Mało mówisz. Ty chyba wątpisz w miłość, co, kochana? Nigdy nie wolno tobie wątpić, że "ta miłość" gdzieś tam jest, bo jest, jest jej całe mnóstwo. Jakkolwiek wielkie moje ego by nie było, to nie mam się za jakiś wielki wyjątek w tym względzie. Moja postawa chyba nie jest aż taka rzadka. No chyba, że jednak jest? Nie wiem w sumie, ale wydaje mi się, że to całkiem naturalne, gdy czuje się to, co ja czuję. Co? Ty jak myślisz, Nina?

Czekaj, bo my tu znów tak siedzimy i ja tak gadam, i znów będę przynudzał historiami, więc jak życie cię woła, to leć a do mnie wróć jak już naprawdę nie będziesz miała co robić ze swoim czasem. Nina?
- Mów, mów. Śmiało.
- No dobra, to słuchaj, jak być oparciem dla jeża? Pytanie bardzo krótkie i wygląda na proste, ale takie nie jest. Bo widzisz, Nina, ja bardzo źle znoszę rozłąkę. Tak źle, że emocjonalnie jestem rozłożony na łopatki. Nie lubię prymitywnego języka, ale wybacz mi, jestem naprawdę rozpierdolony. Rozklejam się na filmach, rozklejam się wieczorami leżąc w pustym łóżku, rozklejam się nawet zmywając naczynia. Nigdy w życiu za nikim tak nie tęskniłem, zawsze potrafiłem wyłączyć jakoś uczucia, zająć się własnymi sprawami. To nie jest tak, że nie mam co robić, o nie. Mam sporo pasji – znasz mnie. Interesuję się naprawdę wieloma rzeczami i zawsze mi brakuje na wszystko czasu, ale bez niej jakoś nic mnie nie cieszy. Próbowałem oddać się pracy i przez te dwa miesiące ostatnie pracowałem po dwanaście godzin dziennie, ale to niewiele pomaga na tęsknotę a dość mocno szkodzi mi na psychikę.
- Rozłąkę?
- Tak, ale to wiesz, kolejna długa, i smutna historia. Może nie dziś o tym dobrze?
- Dobrze.
- Najgorsze jest w tym to, że nie mogę się jeżowi wygadać, bo jeż nie ma teraz siły dla mnie. Z jednej strony doskonale go rozumiem, bo wiem, że ma w swoim życiu prawdziwe piekło, ale z drugiej, kurczę, chciałbym się móc też czasem wygadać, chciałbym, żeby mnie ktoś zrozumiał. Przyjaciołom nie powiem wszystkiego.
- Nie?
- No wiesz Nina. Ty, to co innego. Ciebie uwielbiam. Ja. Ciebie. Rozumiesz? Wracając. jeżowi mógłbym, tylko, że każda próba rozmowy o moich problemach zwykle kończy się kłótnią. Jestem między młotem a kowadłem, bo z jednej strony doskonale jeża rozumiem - jest wycieńczony i zwyczajnie nie ma już siły wziąć na siebie moich problemów, ale z drugiej mam też przecież prawo do swoich trosk, prawda?
- Ludzie mają różne skale problemów, wiesz?
- Wiem.
- Popatrz. To tak jak wtedy, kiedy dostałam tę jedynkę w szkole, bo nie wzięłam książki, od religii. Jak ja się wtedy bałam wrócić do domu, no bo co ja im powiem? Pamiętasz? I całą drogę szłam i tak w myślach powtarzałam sobie dobry Boże, dlaczego pozwoliłeś mi zapomnieć o tej książce. I tak się niefortunnie złożyło, że wtedy szła za mną babcia i zapytała, w co ja znów Boga mieszam. No bo okazało się, że ja tak szłam, i przekonana, że ten monolog rozgrywa się tylko w mojej głowie, nie zauważyłam, że otóż nie, że idę i na całą ulicę słychać to, co właśnie mówię.

Babcia w domu ojcu naskarżyła, i dostałam trzy razy paskiem po dupie, raz, no za jedynkę, i dwa razy za mieszanie Boga, czego zrozumieć nie mogli, bo uznali, że to ja zapomniałam, więc to była moja a nie Boża sprawa.

I wtedy ja zaczęłam powoływać się na świętą Ritę od spraw beznadziejnych, też głośno, i to był błąd, bo drugi raz dostałam. Wtedy nawet przez chwilę nie lubiłam kościoła, bo dobry Boże, dlaczego pozwoliłeś, żeby mi tym paskiem wtukli po tej mojej chudej dupie… Ale potem mi przeszło. 

I o wszystkim zapomniałam, aż do teraz, bo jak wobec powyższego klasyfikować skalę problemu?

Mój ważniejszy, a Twój mniej?

Może wtedy, kiedy ja tę pałę w szkole dostałam to ktoś komuś w domu umierał, albo dom się komuś spalił. Ktoś miał gorączkę wysoką, komuś poszło oczko w rajstopach, ktoś pokłócił się z partnerem. Ktoś się głupio zakochał, ktoś się zatruł starą rybą. Ktoś na siłę musiał jeść arbuza, komuś kończyły się pieniądze. Kto miał większe zmartwienie, każdy swoje, dla siebie, równie wielkie, co nie do rozwiązania pewnie dla tych ludzi na tą (tamtą) bieżącą chwilę.
A ja miałam kłopot, bo siostra od religii nie była wyrozumiała. Bo gdyby była…

No więc jednak to tak nie działa… Nie ma rzeczy mniej lub bardziej ważnych. Wiesz, chyba, że ma się taki egoizm, taki swój, bardzo mocno zakorzeniony, wrodzony…

Czemu nic nie mówisz? Ernest?

- No wiem. Ale słuchaj. Jak to pogodzić? Jak być dla Niej silnym? Co robić, skoro nie mam jak być w naturalny sposób użyteczny? Nie mam jak przygotować jej kąpieli po ciężkim dniu, nie mam jak wymasować jej stóp czy karku po pełnym stresów tygodniu, nie mam jak zabrać ją na kolację. Jak być wsparciem mając na względzie i moje zmartwienia? Nina? Jak nie ty to już nikt. Wiesz, nie liczę na złote rady, zdaję sobie sprawę ze swojej sytuacji, ale może jakaś oczywista oczywistość mi umknęła, może ktoś z boku coś doradzi takiego, co by mi nie przyszło do głowy? Jednym z moich życiowych przekleństw jest empatia, ale nie jestem nieomylny, może coś przeoczam? 

Nina?

- Nie zawsze mamy to, co chcemy.

- I nie zawsze chcemy to, co mamy?

***

(…)

- No nie wiem, upadło, nie ma, a ja pizze chciałam. Ale jak nie ma to nie ma, idę, a pizze chciałam, ale co zrobię – stoi obok mnie, stopą przesuwa paczki z pampersami, dla dorosłych, opcja refundowana. Zaniesie je zaraz na górę, a potem go przewinie, pogłaszcze go po głowie, i z nim pobędzie, bo on odchodzi, ona wie o tym, ale się do ludzi uśmiecha. Albo próbuje, w to życie próbuje grać wciąż przecież.

- Ja zapłacę. Niech pani mi doliczy tą pizzę - zwracam się do ekspedientki, a kobieta obok mnie się rozpromienia. Wyrywa mi się to samo z siebie, nie myślę, nie drążę, nie analizuję. Mówię.

- Oddam – mówi ona. Tylko wejdę na górę. Oddam – mówi i się uśmiecha.

- Nie trzeba – też się uśmiecham, choć mi do śmiechu nie jest. Jestem właśnie zła na życie, na świat, na system, na siebie. Na swoją empatię, że jest, jest duża i silna i będę przeżywać.
Chcesz dać komuś uśmiech? Kup mu kawałek bułki z pieczarką i czymś na kształt sera. Oswój się z tym, że zobaczysz w czyichś oczach wdzięczność, ucieknij wzrokiem, bo się samej siebie boisz, bo nie chcesz pokazać, że się litujesz, bo nie litujesz, bo robisz dobro, za złoty dziewięćdziesiąt…

Ze sklepu wyszłam nie zła, a wkurwiona. 

Nie lubię, kiedy ludzie cierpią biedę.

Wracam.

***

Włosy mam na czubku głowy niedbale związane, taka stercząca palma, taka fryzura, która się ze mną dobrze komponuje, jest wygodna i nie uciążliwa, bo żadna grzywka mi do oka nie wpada, a by mogła, i wtedy zaczyna się grzebanie i dłubanie, i że coś mi jest i coś mi dolega, okulista, albo pogotowie, a to tylko gra wiatru i włosa, więc lepiej upinać, i zalakierować, wtedy już ryzyka nie ma. Na włos w oku. Bo inne to jest zawsze, ze wszystkim i wszędzie.

Piszę…

Biel pustej kartki z uporem maniaka zapełnia się czarną czcionką – Times New Roman, rozmiar dwanaście. Umiem w litery. Umiem w słowa. Umiem w zdania. Umiem w ich sklejenie. Umiem w pisanie…

***

Już miałem wyłączyć, już miałem przełączyć stację, włączyć płytę, z muzyką Badacha, odpłynąć, w niebycie zostać, kiedy tamta reporterka powiedziała…

Drodzy państwo, na liście bestsellerów w naszej sieci nieprzerwanie rządzi Nina Skotnicka. Jej powieść ‘Jak oswoić jeża’ jest niepodważalnym literackim hitem dobiegających właśnie końca wakacji… Spotkanie autorskie, gdzie będzie można…

- Jak oswoić jeża? Powtórzyłem na głos. 

Jak oswoić jeża… Nina… mój Boże…

Wjechałem w tunel.

Straciłem zasięg. Dostęp do radiowej sieci. Nie usłyszałem gdzie. Nie usłyszałem, co dalej. Do księgarni wbiegłem tuż przed zamknięciem. Okładka - jeż, jabłko, marchewka, bladoróżowe tło, z tyłu krótki fragment…

‘Kubek był zwyczajny i w tej zwyczajności tak piękny właśnie. Lubiłam w nim pijać. Przywoływał w pamięci tamte dźwięki, zakorzenione nuty, i tamte słowa. Tamte wspólnie wypite herbaty, na pół, do połowy. Te słodkie napary, choć ja nie słodzę. To sięganie na półkę, po niego, nawet teraz, kiedy nie jesteśmy już dzieciakami. Kiedy zmarszczki widoczniejsze i pełniejsze portfele. Niby zwykły kubek - dwanaście złotych, pseudo porcelana. Symbol miłości. Nic droższego w życiu już nigdy później czy też nigdy przedtem nie widziałam. Nigdy przedtem, ani nigdy potem też już się tak nie zakochałam.’

***

- Jabłuszko chcesz? Czy marchewkę?

- Pomiziaj mnie po brzuszku.

Magdalena

Podobało Ci się? Będzie mi niezmiernie miło, jeśli zostawisz po sobie jakiś ślad. Możesz na przykład dać mi lajka. O tu: KLIK
 

Podobne wpisy

0 komentarze