A ja kocham być z Tobą, kocham być z Tobą...



Nie chce zasypiać już
Nie chce zasypiać już
Męczą ją nocne podróże*


***

Nie chce mi się z nikim gadać. Nie chce mi się nic nikomu tłumaczyć. Nie chce mi się nic nikomu wyjaśniać. Nie chce mi się chodzić do pracy. Nie chce mi się jeść śniadania. Nie chce mi się…

Denerwują mnie autobusy tuż za oknem, denerwuje mnie kosiarka, denerwuje mnie dźwięk szkła mozolnie tłuczonego, denerwuje mnie szum wiatru, zalana ściana, nadchodząca ulewa…

No więc tak sobie leżę, w sufit patrzę, liczę na nim ilość pająków zabitych, ilość rozmazanych, ilość plam do starcia, zmycia, zamalowania, zdrapania…

Ja już chyba nic nie mogę…

Ze skrajności w skrajność.

Wracam do domu rowerem, wracam do domu i moknę, jadę za wypełnionym po brzegi sianem traktorem. Jadę, nogi w sandałkach mi się ślizgają, jadę i się śmieję. Mijam jakiegoś wędkarza, uśmiecha się do mnie brakiem zębów, ale w szczerym uśmiechu, a to jest ważne przecież. Mijam kilkoro ludzi, chronią się przed deszczowymi kroplami pod wiaduktem, przystaję na chwilę, zdejmuję z nosa okulary przeciwsłoneczne, ocieram potok wody kurczowo trzymający się mojego czoła. Mrużę oczy i znów się śmieję, jest mi zimno na zewnątrz i ciepło w środku.

Mogę wszystko. Przecież wciąż jeszcze wszystko mogę…

***

Nie chce zasypiać już
Nie chce zasypiać już
Wyrzuci łóżko i pościel*


***

- Wiem, że tam jesteś, otwieraj. O t w i e r a j  t e  d r z w i  d o  j a s n e j  c h o l e r y!!!

Szybko chwytam za pilota od telewizora próbując go przyciszyć, natychmiast zdjąć z niego dźwięk, natychmiast sprawić by wokół mnie nastała cisza, tak, żebym mogła spokojnie udawać, że mnie nie ma. Szlag by to trafił, przecież tyle razy sobie obiecywałam, że wymienię baterie. Uderzam dwa razy o jego spód, potrząsam nim, wciskam chaotycznie minusik, no nie działa.

Kurwa.

- Jeśli myślisz, że sobie stąd pójdę, to jesteś w błędzie. Nie przyciszysz, nie kombinuj, jak zwykle baterie Ci nie działają – słyszę jej śmiech tuż za moimi drzwiami. 

Wyobrażam ją sobie. Stoi tam teraz w różowych spodniach, i czarnej koszulce, takiej z kotem. Torbę ma czarną, z eko skóry, taką  z frędzlami, przewieszoną przez nadgarstek na prawej ręce. I czarne klapki, tak klapki na bank i nimi szura. I wiem, że nie pójdzie sobie. Wstaję.

Idę powoli, po drodze zbieram butelki po piwie, brzęczące okropnie, ciszej głupie, do cholery, chwytam więc dwie, między palcami, za szyjkę, kosz jest pełny, dobra, nieważne…

- Marcela, o t w i e r a j  n a  B o g a… 

Jeszcze kapselki, otwieracz, papierek po kabanosach z indyka…

- 3…2…1… Wchodzę.

- Cześć Karo, coś się stało? - Otwieram drzwi udając zaspaną. Przysnęło mi się - cmokam ją w policzek.

- Siostra Karo przychodzi z pomocą, zbłąkana owieczko – mówi i opada na moją sofę z impetem.  Siadaj, siadaj - wskazuje dłonią wolne miejsce obok siebie. No, to teraz sobie moja droga panno porozmawiamy.

***

Miała znów sen, łamiesz jej kości
Wyrywasz włosy, uderzasz głową
Ona kocha być z Tobą, kocha być z Tobą
Kocha być z Tobą*


***

Wszystko zaczęło się jakimś zupełnie nieprzewidywalnym ciągiem zdarzeń. Jakimiś totalnymi zbiegami okoliczności.  Prozaicznymi przypadkami, jakimi na starcie stały się – awaria toalety, kiedy Twój pęcherz właśnie jest bliski eksplozji, piwo z przelanym sokiem, którego nie lubisz, bo lubisz bez. Droga, która została zagubiona i blisko trzydzieści kilometrów przejechane w kierunku zupełnie przeciwnym do zamierzonego. Deszcz, który pada, a Ty się nie przejmujesz. Śmiech Twój własny, który jest tak szczery, że z radości serce Ci rozdziera. 

Czas spędzony magicznie, choć miał być zupełnie przypadkowy, ludzie poznani zwyczajnie, którzy mieli być jednymi z milionów, rozmowy toczone luźno, które miały odejść w zapomnienie wraz ze świtem dnia następnego.

Nie wyszło, nie wyszło, nie wyszło znowu…


I gdyby ktoś mi powiedział, ten tydzień, czy dwa tygodnie temu, że ktoś mi życie w shakerze przemiesza…

***

Nie chce odwiedzać już
Nie chce odwiedzać już
Fikcyjnych miejsc i postaci*


***

- Opowiadaj – tonem nie znoszącym sprzeciwu zwraca się do mnie Karolina. Albo nie, czekaj, moment - podchodzi do mojej lodówki. Byłaś na imprezie i…?

- No i…

- Czekaj - przerywa mi. Jadłaś śniadanie?

Najpierw kręcę głową, a potem wskazuję jej na trzy papierki od orzechowego cukierka z wedlowskiej mieszanki.

- Jadłam w sumie…

Z dwóch palców prawej dłoni robi literę V i tak przykłada je do obu swoich oczu, no te palce w sensie, potem celuje nimi we mnie, na wysokości mojego wzroku, i znów na siebie.

- Ogarnę Ci jakąś jajecznicę – mówi. Ale słucham Cię. Więc impreza i…?

- No wiesz, miała być zwykła impreza, ot oderwanie. Na nic się nie nastawiałam, rozumiesz? A przecież wiesz, że tak lubię.

- Aż za bardzo. Na pewno się na nic nie nastawiałaś?

- Gdybym się nastawiała, nie pojechałabym tam w sukience wygrzebanej trzy lata temu w otchłani secondhandu. Na nic. Na nic totalnie. Ale wiesz, coś mnie trafiło. No obuchem w głowę. No i ja tak sobie nagle tam stoję i tak sobie marzę, wygłaszam najodleglejsze prośby to tego tam w górze, tego gdzieś Najwyższego, żeby dał mi trochę radości na dziś, na ten jeden wieczór, na teraz. Żeby po tym całym, ciężkim tygodniu w pracy, po tym całym zamieszaniu, które się teraz wokół mnie zadziało dał mi tę szczyptę szczęścia, choćby an jedną krótką chwilę, na jeden krótki moment.

- Piłaś?

- Wtedy piłam.

- Nie, czy teraz piłaś pytam?

- Oszalałaś…

- A nie, no dobra, to kontynuuj…

- I on mnie wysłuchuje, i on mi to daje. Rozumiesz? W ciągu najbliższych dwóch godzin spełnia moje marzenia. I ja się tak tylko zastanawiam, dlaczego nie powiedziałam dobry Boże, daj mi to wszystko o co proszę, ale nie na chwilę… daj mi to na zawsze…

- No ale na zawsze, to przecież nic w życiu nie ma… Karo. Nic… I znów, po raz kolejny to chyba właśnie zrozumiałam.

***

A ona miała znów sen, łamiesz jej kości
Wyrywasz włosy, uderzasz głową
Ona kocha być z Tobą, kocha być z Tobą
Kocha być z Tobą*


***

W ostatnim czasie było na zmianę dobrze. Źle. Lub schematycznie. Trudno powiedzieć, że nijak, bo jednak jakoś - ale mało ważnie. Albo mało wyraźnie. A teraz widzę wszystko. Naddartą naklejkę na wystawie sklepu z butami. Różowego kucyka, którego trzyma w rączkach dziewczynka siedząca swojemu ojcu na ramionach. Czuję smak ogórka zerwanego prosto z pola. Polne kwiaty w błękicie i czerwieni. Dżdżownicę napotkaną na asfaltowej drodze.  Cieszę się bąbelkami grającymi mi na nosie, kiedy przechylam w stronę ust kubek z gazowaną wodą.  Oczy bardziej mi się śmieją i to bez porannego spotkania z zimną maską żelową. Usta mam bardziej różowe, cerę bardziej rozjaśnioną. 

W ostatnim czasie pewne było dla mnie jedno. Nigdy, przenigdy w świecie już się nie zakocham. Nie dam się. Nie bo nie. Nie pozwolę na to, żeby jakieś tam motyle rozgościły się w moim brzuchu, na co, po co, i dlaczego. Już wystarczy, że dziś w nocy na suficie miałam ćmę. Latającą, opętaną drobnym padającym światłem, które nakazało jej przyjść tu, w moją stronę. Ćmę pijaną od oparów alkoholu unoszących się w mim domu. Ćmę barową. Sama się nią powoli staję…

Lgnę do pierwszego lepszego promienia światła ledwie skierowanego w moją stronę…

***

a ja kocham być z Tobą, kocham być z Tobą
Kocham być z Tobą, kocham być z Tobą
Kocham być z Tobą*


***

- I co dalej?

- No dalej to już po prostu razem patrzyliśmy w gwiazdy. Idziemy sobie tak ramię w ramię, podnoszę wzrok ku górze i widzę to niebo, takie niesłychanie granatowe, takie z milionami białych mniej lub bardziej widocznych punkcików i znów się tak zwyczajnie śmieję. I odwraca mnie on wtedy, trochę w prawo, trochę dookoła, i trochę potem znów w lewo i mówi, popatrz, wielki wóz, widzisz? I ja widzę, i pytam, czy jeszcze jakiś inny gwiazdozbiór znajdziemy, a on mówi, że nie wie i patrzę na niego i on mnie całuje wtedy.

- Po godzinie znajomości?

- Po pół godziny.

- Marcelina…

- Mówiłam, że nic Ci nie będę opowiadać…

***

A on kocha być z Tobą, kocha być z Tobą
Kocha być z Tobą*

***

Tak mi Ktoś kiedyś powiedział, że o szczęściu nie można mówić głośno, bo ono wtedy zniknie. Pęknie niczym bańka mydlana. Co więcej, o szczęściu nawet nie można myśleć głośno, bo wtedy ono też słyszy ten krzyk euforii w naszej głowie i wraz z nim jak najdalej ucieka. 

Ciekawe…

***

- I patrzę na niego i widzę w nim coś z siebie, coś jakby własne odbicie lustrzane. Oczy mu błyszczą. Ma w nich jakieś takie zimne ognie, takie iskrzące elementy, że trudno odciągnąć od nich swoją uwagę. I czoło marszczy jak ja, identycznie, tak samo. I mimikę twarzy ma tak wyraźnie rozbudowaną, że chce się na niego patrzeć, słuchać, obserwować, zapamiętać każdy najmniejszy centymetr skóry… I…

- Czekaj, moment. W czym jest kłopot?

- Nie wiem, no jakoś tak wyszło, że się do mnie… No, że się do mnie nie odzywa…

- Jak to się nie odzywa? Czemu?

- Bo narozrabiałam.

- Ani mi nie mów.

- Ani Ci nie mówię.

- Ty się znowu w coś – wybacz Marc, wjebałaś!

- No, pociągam nosem. Jak świnia w kartofle.

- W pomidory Marc. 

- Co?

- Jak świnia w pomidory…

***

Nie chce zasypiać już 
Nie chce zasypiać już 
Męczą ją nocne podróże*

***

I znów jest poniedziałek. Jest ciepło, bezwietrznie, przyjemnie. Znów nadchodzą te długie, przeplatane zachodami i wschodami słońca noce, dni, i wieczory. Znów nadchodzą te owędzone dymem z grilla chwile, warte miliona dolarów momenty spontanicznej uciechy, którą ktoś nam po prostu daje. Znów zaczyna się faza nasycania wzroku gamą słów, płynących przez jakąś niewidoczną, telekomunikacyjną linię. Znów zaczyna się tęsknota przez szybkę telefonu, która nie pokazuje wyrazu twarzy, tego charakterystycznego grymasu, zapachu, tembru głosu.

Znów jest ta weranda z piwoniami, ta książka z okładką, która w rowerowym koszyku od deszczu zamokła. Znów jest brzęczenie komarów i chrabąszczy majowych, znów tak głośno działa ten agregat prądu u tego nielubianego sąsiada. Znów pies podkopał się pod płotem, znów schnie siódma w rzędzie licząc od lewej strony tuja. Znów dzieciakom wypadła gdzieś piłka.

Znów… Znowu mi życie spada na głowę…

***

Miała znów sen, łamiesz jej kości
Wyrywasz włosy, uderzasz głową
Ona kocha być z Tobą, kocha być z Tobą
Kocha być z Tobą*


***

- Może lepiej mogliśmy się nigdy nie poznawać? – Mówię. Może wtedy byłoby łatwiej.

- Dla kogo?

- Dla wszystkich, dla mnie, dla niego. Po co nam to wszystko? Pachniał magią, ja tę magię do teraz czuję. To nie jest typ, choć mała, choć tu do mnie. To jest typ, który powie, mała, kładę Ci palec na ustach, nie mów do mnie, nie mów zbyt dużo. Zamknij oczy, i bierz co Ci daje życie mała. Ty wiesz jak pachnie magia?

- Wiem, jak pachnie magii.

- Nie śmiej się.

- No dobra, bez żartów, wyłaź z tego łóżka. Jak Ty się czujesz?

- Chujnia. Nie wyjdę. Chcę tu zostać. Chcę tu siedzieć i pić piwo, przez słomkę, najlepiej czerwoną. Chcę znów poprosić tę siłę wyższą o jakąś pomoc, o jakąś nową siłę, nową dawkę emocji, nową…

- Nową głowę…

- Wiesz, nas różni wszystko. Dzieli nas wszystko. To się nie uda, to musiało się tak skończyć. To musiało skończyć się tym, że uciekam w głośną muzykę. W uciekanie z domu. W te powroty do pustej drogi nocą, milczenia przy posmaku wina, jakiś liść uschnięty, zerwany po drodze, jakaś mgłę, co oślepia w połączeniu z ulicznymi latarniami. 

- Co Ty masz dziewczyno w sobie… że się wiecznie w jakieś kłopoty pakujesz…

- Wiesz, ja mam chyba serce za duże. I się tak ciągle nim dzielę. Nienawidzę go. Nienawidzę go.

- Za co?

- Za to, że go poznałam.

- A kto powiedział, że to on ma stanąć na głowie. 

- On pewnie nie stanie. Nie jestem zwyczajnie warta tego.

- Głupoty opowiadasz. A Ty pisałaś? Będziecie się licytować kto do kogo pierwszy i ostatni napisze?

- Pisałam.

- I co?

- I cisza?

- Masz raport?

- Mam raport serca. Co nie wystarczy? Jeść mi się nie chce. Pić mi się nie chce. Żyć mi się nie chce. Godzinami mi się z Tobą gadać chce. Nie możesz mnie teraz zostawić, nie możesz okej? Musisz mieć wiecznie naładowaną baterię, gadać ze mną nieskończenie, i słuchać jak lamentuję.

- No muszę, co muszę, co zrobić…

(…)

- Ej, czekaj, czekaj chwilę, moment, moment…

- No…

- Będę jednak kończyć, Karo…

- Bo?

- Bo napisał.

Bo napisał.

Magdalena


* The Dumplings - Kocham być z Tobą

Podobało Ci się? Będzie mi niezmiernie miło, jeśli zostawisz po sobie jakiś ślad. Możesz na przykład dać mi lajka. O tu: KLIK

Fot. Stockpile 


Podobne wpisy

0 komentarze