O niebo lepiej.



źródło: www.photopin.com

Z łóżka zrywa Cię Alvin i wiewiórki, bo lepszego budzika wybrać nie mogłaś. Lewa noga, później prawa, przecież lepsza taka kolejność, zawsze będzie się na co powołać.

Spoglądasz w owalne lustro stojące na parapecie. Ten teoretycznie wolny dzień wita Cię twarzą Endriu Gołoty, mało co widzisz, takie oko, taka sytuacja. Na głowie artystyczny nieład, przecież lakier masz w końcu z górnej półki. 

Uśmiechasz się kącikiem ust, może niepotrzebnie, skoro od dawna Twoją dewizą jest, że tylko wypoczęta twarz zimnej suki sprawi, że zawsze będziesz piękna.

Bose stopy i piżama podciągnięta „pod cyc” prowadzą Cię wprost do kuchni. Dwie kromki ciemnego pieczywa, znów udało Ci się kupić ulubione ze słonecznikiem, znów ostatnie na półce, bo przecież zawsze wpadasz ostatnia. 

Nadwiędnięty szczypiorek, dwa plasterki polędwicy sopockiej, kiszony ogórek, w słoiku zostają jeszcze dwa, zabrałaś ostatnio z szafy od mamy. To dobrze, są lepsze niż te ze sklepu. Nie chce Ci się kroić cytryny, wciskasz więc hektolitr do szklanki, najwyżej wykrzywi Ci gębę i tuż po lewej nodze, będzie to kolejny powód, na który możesz się dziś powołać.

Włączasz laptopa i mówisz jej w złości, że ma się odczepić, bo nie odpowiadasz za problemy świata, choć wrażenie masz, że odpowiadasz również za to, że nie wiesz jak dojenie krowy przebiega. Nawet ostatnio w tym celu poradnik dojenia wygoglowałaś, a tam przekonują, że „Nie należy jednak się zniechęcać tylko ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć....” Krowy nie masz, nie poćwiczysz.

On już wyszedł, przepraszam a czy on w ogóle wszedł? Czy Ty jeszcze pamiętasz, że on jest tu czasem? Pamiętasz jakby przez mgłę, a im mgła bardziej gęsta tym bardziej niebezpiecznie. Na drodze. Każdej. Tej życiowej też.

Dzwoni telefon, wyświetla się imię i już wiesz, że obiecałaś mu kawę w poniedziałek, czy tam herbatę, bo kawy nie pijasz, ale on może tak. Przypomniałaś sobie o tym w czwartek, a dziś jest niedziela. A on tak chce Ci powiedzieć, jak bardzo jest teraz zakochany, chce tym szczęściem się z Tobą podzielić.

Gapisz się chwilę w migający ekran czerwonego telefonu, w końcu wciskasz odbierz, mówisz, że już moment, chwila, włączasz go na głośny, przecież jesteś znów w biegu.

W dłoni słuchawka od prysznica, gorąca woda spływa Ci po głowie. Słuchasz go w pospiechu, Nawet słuchać już wolno nie potrafisz. Tak, obiecuję, obiecuję, że czas znajdę. Przecież naprawdę chcesz ten czas znaleźć.

Podkład za osiem dych minus trzydzieści procent z super farmu czyni cuda. Z promocji, o, tyle szczęścia. Później pędzel, naturalne włosie, z drevniego kocura, znaczy z wiewiórki. Wprawnym ruchem omiatasz twarz. Animuszu dodasz sobie różem, oko Gołoty zniwelujesz tuszem, nowy masz, całkiem gratis był.

Układasz włosy, pachną bananową odzywką, czy kuracją, czy tam maską, cuda ma działać, ale Ty w cuda już coraz mniej wierzysz. Nie lubisz swoich włosów, ale nie będziesz się już złościć, siostra Ci ostatnio mówiła, że złość piękności szkodzi i że przecież musisz wyluzować, bo nie masz czym szastać.

Trzymasz telefon w dłoni, sms-a napisać chcesz od dwóch dni, może i trzech nawet ale nawet na to się zdobyć nie potrafisz. Nawet tego co myślisz ująć w słowa czyste nie umiesz. 

Zanim go odłożysz dostajesz wiadomość, że będzie, znaczy wróci za dwadzieścia minut, ale wiesz, że nie będzie i przywykłaś już. Dwadzieścia minut to jest pół godziny. W najlepszym razie. A najgorszym od jednej do trzech. Albo pięciu. W sumie, kiedy właściwie przestałaś liczyć?

Na drzwiach nie ma zielonej naklejki wyjście ewakuacyjne, ale czujesz, że musisz wyjść natychmiast, bo się udusisz. Założyła byś maskę przeciwgazową. Ale nie masz. Zresztą zniszczyła by Ci mejkap, osiem dych, ścierać szkoda…

Oddychasz świeżym powietrzem, mimo, że nie mroźnym to Tobie mrozi się krew w żyłach.

Szukasz istoty tego, że dwudziesta druga, czy tam dwudziesta trzecia może być piątą trzydzieści. Że przespana noc może być nieprzespaną. Że różowa szminka może malować wyrazisty uśmiech z którym przecież wszyscy Cie kojarzą.

Przyspieszasz kroku.

Odwracasz się za siebie, mając nieodparte wrażenie, że właśnie minęłaś swoją młodość.

...

Rozmawiałyście ostatnio, popatrzyła na konkursowe zdjęcie, ogólnie od dawna widać w Tobie taką przemianę, jakbyś miała nowe skrzydła i to zdjęcie pokazuje właśnie jaka jesteś, pozytywna, energiczna, och i ach.”

Wbrew pozorom. Wbrew wszystkiemu i wszystkim. Ona chyba ma rację. Przecież tak w rzeczywistości jest. Tylko czemu, do cholery, Ci to raz po raz umyka?

Przecież tak lubisz się śmiać.

Ostatnio nawet dałaś się rozbawić muflonem. I suhakiem. Nawet uwierzyłaś w nieistniejącą zagrodę.



I choć może bywasz naiwna.

To wiesz jedno.

Kiedyś będzie o niebo lepiej.



Podobne wpisy

0 komentarze