Jestę klientę




Nie, nie mam dysleksji. Ani dysgrafii. Ani innego gówna, tak strasznie modnego. Zabieg celowy.

Mianuję się zwierzęciem stadnym, deklarując jednocześnie, że lubię ludzi. 

Błąd!

Nie lubię ludzi. Za długo się gotują.

Pani pozwoli. No to pozwalam.

Ma pani taką minę, jakby się Pani zdziwiła, że tu weszłyśmy. Łot de fak. Ja cię…. Nie wytrzymam. Nie zniosę. Zniosę. Nie, nie zniosę. Ja mam minę? Nie mam żadnej miny. Bunt. Bo ja tu jestem klientem!!! O żesz ja Cię, raz, dwa, trzy, dziesięć, odliczam, bo przecież… eksplozja!!! Jaki udźwig? Twojej dupy nie udźwignie, ciśnie mi się na usta, ale milczę. Zgniotłabym ją jak robaka, zdeptała, najlepiej na trzy razy, albo pięć i rozmazała. Bo ona ma sztuczne brwi, rzęsy, botoks, i ona może mi dyktować, jakie mam mieć miny?

Łot de fak, ja się pytam!!!

Bo moja kobita była i pani żeś jej mówiła. Nic z tych rzeczy. To może pani jest nie czytata i nie pisata. O! Albo pana żona nie kumata.

Uhuhu no to żymy się uśmioli.

Bo Pani jest tylko zwykłym sprzedawcą. A Pani jest, kurwa zwykłym klientem. 

Jestem bezczelna. Jestem po sam kant dupy, wiem.

Bywało różnie.

Ustawiałam łóżka w solarium za trzy złote na godzinę. Siedziałam po dziesięć godzin, dorabiałam sprzedając z zaplecza lumpy z bazaru w Warszawie i handlując spirytusem spod lady. Za każdy miałam dychę. Kurwa, sielanka. Byłam dumna z siebie, że nie siedzę z dupą w domu. 

Czyściłam godzinami srebro, oszukiwana na urlopie i inwenturach. Za najniższą krajową, z pseudo kurwa premią też się cieszyłam. Niezależnością.

Pisałam proste pisma na formularzu i klauzule o nadanie wykonalności. Wyręczałam ile się da prawnika w okularach, który miał kurwa wiecznie coś. Tonęłam w teczkach. Nie dosyć. Starczy.
 
Finalnie stałam się mikro elementem korporacyjnego molochu. 

Jestem. I też się cieszę.

Paradoksalnie rzecz ujmując poza dezynfekcją łóżek, obsługą rolki z ręcznikiem papierowym, próbami złota i rewirami komorniczymi nauczyłam się najważniejszego

Szacunku. Do pracy. Swojej. I innych.

Jesteś klientem?

To świetnie. Ja też.

Taka sytuacja.

Stoisz przy kasie. I nagle oto kasjerce kończy się taśma. No to co? Ty ją myk, za łeb i o ścianę. Walisz, trzaskasz, napierdalasz. Co? Zdziwiony? To się nie dziw. Bo najprawdopodobniej tak właśnie myślisz. Za wolno. Za szybko. 

Mylisz dajmy na to, dla przykładu nektarynki z jabłkami, w związku z czym robisz kasjerce awanturę. Bo Ty masz prawo się pomylić a ona ma Cię słuchać. Błąd kurwa! 

Zjadła bym Cię i wyrzygała za takie zachowanie. Po pierwsze to Ty się pomyliłeś a nie ona, po drugie jakie masz prawo drzeć mordę?!

Żadne.

Pamiętaj.

Bez względu czy jest to Chińskie Centrum Handlowe. Biedronka. Ekskluzywny butik. Markowe delikatesy. Sklep rybny. Czy budka na rynku.    

Wchodząc do sklepu jesteś w sklepie. Nie na zamku. Jesteś klientem, nie jesteś hrabią. Nie podejdzie do Ciebie żaden Jan ze srebrną tacą i nie pokłoni Ci się w pas. Nie nadstawi policzka, żebyś mógł mu jebnąć. Ani głowy, żebyś mógł mu napluć.

Dygresja.

Coraz więcej ludzi powinno zacząć pływać. Nurkować.
Najlepiej w morzach. Jeziorach. I oceanach.

Po co?

Po to, żeby rybki mogły zobaczyć prawdziwe DNO.





Podobne wpisy

10 komentarze

  1. uśmiałam się do łez od samego rana :D Magdalena jesteś boska :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A tak z drugiej strony... tym paniom za kasą, które nawet nie mrukną nic na powitanie, ja z szerokim uśmiechem mówię "dzień dobry!". Czasem są zdziwione. Bo uprzejmość działa w obie strony :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Bo uprzejmość działa w obie strony" - absolutnie się z Tobą Małgosiu zgadzam. Z tym, że dodać muszę - nie zawsze ;-)

      Usuń
  3. Podoba mi się dygresja :)
    Co do Jana ... uważam, że On także jest człowiekiem i jemu również szacunek się należy czy trzyma tacę czy nie ;)
    Super myśl, dobry tekst, wartka akcja - fajnie się czyta ... lubię żyletki ... choć ... jak dla mnie za dużo wulgaryzmów (no ale ja to ja, ja też klientem jestem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym Janem to oczywiście forma żartu, zgadzam się z Tobą. ;-) Przyznaję się klnę raz po raz, daję też temu upust pisząc ale... zapraszam ponownie ( będzie mi bardzo miło ;-) ), większość tekstów ma jednak spokojny charakter... ;-)
      Pozdrawiam serdecznie!
      [Magdalena]

      Usuń
    2. Spoko, będę wpadać bo mi się spodobało :)

      Usuń
  4. Jestem taką panią zza kasy (w dużym parku rozrywki): jak kilkadziesiąt tysięcy osob codziennie zadaje Ci to samo pytanie to po prostu można dostac w łeb, zwłaszcza jak na koniec dnia liczysz kasę i masz w niej grube tysiące, a na własnym koncie niewiele ponad zero. To dobra szkoła życia, czasami gorzka, ale czasami dobrze można się posmiac bo w koncu w tych licznych spotkaniach z ludzmi zawsze zdarza się cos dobrego. Pozdrawiam Beata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozytywnych kwestii należy szukać na różnych aspektach życia i na poziomie różnych doświadczeń ;-) Wszystko nas czegoś uczy ;-) Pozdrawiam i pędzę do Ciebie bo jesteś na mojej liście wieczornej lektury na dziś ;-)
      [Magdalena]

      Usuń
  5. Szczególnie, że każdy z Nas ma prawo do gorszych dni... Ja to ostatnio zaskoczona jestem jak mnie ekspedientki zaczepiają życzliwie np. "a dziś sama, bez córuni, a to spokojnie Pani coś sobie wybierze"...jakoś kojarzą sfrustrowaną, ale życzliwą matkę, hehe
    A uśmiech działa cuda...może nie na wszystkich.. ale co tam.
    Nie ukrywam czasem mam ochotę jebnąć focha..ale "se" myśle..."po co?"...życzliwość wraca w.. dwójnasób a chamstwo zawsze zostawia po sobie smród...
    Świetnie napisane...lubię tak na "ostro" :)..czasami :). pzdr

    OdpowiedzUsuń