Antyrandki.



Prolog

Kiedyś myślałam, że najgorszym, co może mnie spotkać w życiu będzie brak mężczyzny u boku i doskwierająca samotność.

I to, że bardzo będę się tego bała...

Przed

Na etapie każdej predysponującej do czegoś męsko damskiej znajomości w pewnym momencie pada tendencyjne pytanie: u mnie czy u ciebie? O ile nie mieszkasz z rodzicami, mężem, chłopakiem, babcią kuzynki, niepotrzebne skreślić i jesteś na etapie bycia w stanie umysłu na poziomie tak zwanego 'małpiego rozumu' soczyście wykrzyczysz: jasne, jutro u mnie, wpadaj. Jeśli cię poniesie dodasz jeszcze – ugotuję nam coś dobrego. Pół biedy jeśli potrafisz. A jeśli ostatni raz robiłaś to na lekcji techniki w szkole podstawowej to… sama rozumiesz.

No więc wyobraź sobie stało się.

Nikt nie onieśmielał mnie tak jak on. Nagle z rozgadanej account menager odpowiedzialnej za ważne i kluczowe kontakty z klientem stawałam się kimś na pokrój cichej studentki teologii. Skutkowało to głównie moją totalną błazenadą. Tak jak wtedy, kiedy zaprosiłam go do siebie, co miało być następstwem spędzenia super hiper cudnego wieczoru. Ale po kolei…

- Pokroję to, zostaw – położył dłoń na moim ramieniu, a ja wywracając oczami to w górę to w dół trzymałam przed sobą palec z którego rytmicznie spadały krople krwi, z impetem rozbryzgując się na białej podłodze.

- Masz gdzieś apteczkę? Octenisept, plaster, cokolwiek?

Nie miałam.


Chwilę później siedziałam z zaciśniętą pięścią niedbale owiniętą ręcznikiem papierowym.

- Przepraszam – wyjęczałam z zażenowaniem.

- Siedź. Nic nie mów. Gdzie znajdę oliwę?

Kolacja była przepyszna. Aromat ziół, pieczonego mięsa i męskich perfum unosił się w całym domu.

- Przyniosę wino.

Jak mogłam o tym w ogóle zapomnieć. Chyba od tego powinnam zacząć. Od zaproponowania czegoś do picia. Na Boga! Wstałam i z gracją przeszłam obok niego. Kołysałam delikatnie biodrami, łączyłam z tyłu łopatki, czułam jak falują mi włosy, wyobrażałam sobie siebie w trybie slow motion, musiałam wyglądać jak prawdziwa królowa…

- Otworzysz? – Nachyliłam się przed nim z wyćwiczonym uśmiechem. Czerwone, półwytrawne, może być? Właściwie tylko takie mam. I tylko takie lubię.

Niespodziewanie wstał, objął mnie wkładając swoje palce w moje szlufki od spodni. Odsunął mi włosy, przesunęłam mimowolnie na bok głowę.

- Chyba musisz to zdjąć – wyszeptał, wpuszczając mi powietrze do ucha. Przez moment poczułam, że cała płonę. Przysunęłam się jeszcze bliżej i wtedy padło kolejne, kluczowe zdanie, z którego zapamiętam sobie do końca życia każde jedno słowo.

- Musisz to zdjąć, bo pękły ci portki na dupie…

Po

Jeśli myślisz, że wszystko co najgorsze już za tobą, to jesteś w błędzie. Jest duża szansa, że kolejnego dnia spierdolisz wszystko jeszcze bardziej koncertowo.

Obudziły mnie jakieś wrzaski dochodzące z klatki schodowej. Przeturlałam się po łóżku, wciąż okutana w pachnącej, pomiętej pościeli. Otworzyłam oczy i dopiero po jakiejś chwili spostrzegłam się gdzie jestem, jak się nazywam i co się tu wczoraj odjaniapawliło.

Druga strona łóżka była zimna i pusta. Rozrzucane pośpiesznie ubrania, leżały równo złożone w kostkę na małej pufie, ustawionej przed toaletką. Niedbale sięgnęłam po telefon, z przekonaniem, że zaraz wyświetli mi się na nim jakaś wyjaśniająca tę pustkę obok mnie wiadomość. W rezultacie były to trzy wiadomości na messengerze, i jedno powiadomienie z aplikacji Rossmana.

Wiadomość numer jeden:

Hej, zamieniłabyś się ze mną jutro w pracy? Wiesz, mała zaczęła ząbkować…

Wiadomość numer dwa:

I jak tam? Opowiadaj. Mogę zadzwonić? Kurwa, czemu jeszcze nie wstałaś…

Wiadomość numer trzy:

Córcia przypominam ci, że w niedzielę na siódmą jest msza za dziadka.

Wiadomość oczekiwana:

Brak.

Co robi się w takiej sytuacji?

Wszystko zależy od twojego stanu emocjonalnego, stanu popaprania umysłu i momentu cyklu w którym się aktualnie znajdujesz. Jeśli jesteś mną, to wszystkie te składniki skrupulatnie do siebie dodajesz i robisz to, co dalej następuje.

Krok pierwszy: Wybierasz adresata.

Krok drugi: Pośpiesznie wystukujesz wiadomość o treści:

‘Potrafiłeś mi wsadzić bez pytania, a nie potrafisz się pożegnać?’

Krok trzeci: Wysyłasz.

Krok czwarty: Czekasz.

No chyba, że już nie masz na co. Ale to zupełnie inna historia.

Przyjaciółki

Jak zwykle byłam pierwsza. Rozsiadłam się wygodnie na barowym stołku i zamówiłam podwójną wódkę na lodzie, celowo nie biorąc nic do popicia.

- Słoneczko, potrzymaj mi kebsika, muszę siusiu. 


Dziewczyna w kolorowej bluzie z komiksowymi napisami wyrosła przede mną niczym góra lodowa przed Titaniciem. Mimowolnie, niczym na komendę wysunęłam rękę przed siebie.

- Możesz ugryźć – puściła mi oko. Zaraz wracam.

- Ładnie, ładnie, a podobno jesteś na diecie! Sara ucałowała powietrze na wysokości moich dwóch policzków. No jak tam, wczoraj, opowiadaj? I wyrzuć to świństwo, błagam. Moja trenerka mówi…

- Dzięki – dziewczyna od kebaba wyrosła przede mną po raz drugi. Daj mi gumę. Plis, proszę. I zapalniczkę.

- … że dwie minuty w gębie, dwa lata w biodrach. Uff, jak dobrze, że to nie twoje. W twoim wieku, tfu w naszym, sama rozumiesz, śmieciowe jedzenie, śmieciowe związki, śmieciowe umowy, no wiesz wszystko to totalnie odpada. To jak? Dużego miał? O kurwa serio, miazga! O tak to sobie wyobrażam – zgięła rękę w łokciu. Taka pała.

Kolejne drinki znikały ze szklanek w mgnieniu oka. Po kilku rozluźniłam się na tyle, że później trochę oszukiwałam.

- Jak to zniknął? Nie dzwonił dziś? O nie, ty się nic nie odzywaj. Jak to już napisałaś!? Kobieta powinna być adorowana. Kino, kwiatki, brylanty, rogaliki z czekoladą do łóżka… Dostęp do konta, najlepiej złota karta, ty widziałaś w ogóle czym on przyjechał? Na czym był ostatnio w kinie, czy wie czym jest ambitna literatura?

- Czegoś ty się kurwa naoglądała? Myślisz, że ja marzę o jakichś wiechciach przytarganych mi w zębach zakupionych w najdroższej kwiaciarni? O kurewskich gaciach naciągniętych na tyłek, o…

- No nie wiem, rób jak uważasz, ja się będę powoli zawijała. Myślałam, że… Nie, w sumie byłam pewna, że masz ochotę raz na jakiś czas być zwyczajnie dobrze… rozpieszczana. I wyruchana. Pa, trzymaj się mała.

- Przepraszam, trochę podsłuchiwałam.… 


Kolorowa bluza znów stała przede mną po raz kolejny. Runda trzecia. 

- jeśli mogę coś powiedzieć…

Desperacja 


Wróciłam do domu taksówką, włączyłam dom z papieru na netflixie, opróżniłam z gwinta resztki ze stojącej na małym stoliku butelki wina i poczułam, jak dopada mnie czarna dziura. Nicość. Kłębowisko myśli. Desperacja. Dlaczego moja kolejna znajomość  zdążyła się skończyć
nim się zaczęła . Może ze mną jest coś nie tak? Może zbyt dużo oczekuję? Może każdy kolejny kandydat wyczuwa jak bardzo jestem zdesperowana? 

I wtedy szach- mat.
Przypomniałam sobie, że jakiś czas temu poznałam Erwina.

Wpadniesz?

Pół godziny później głaskał mnie po kolanie, pojąc kolejną butelką wina.

Kiedy pojechał dopadło mnie coś na kształt wyrzutów sumienia. Bo oto znów rekompensując sobie brak innego mężczyzny, którym byłam realnie zainteresowana, zapraszałam jego. Był takim chwilowym plasterkiem. Zapchajdziurą. Panem nikt. Nie łączyło nas nic poza pogawędkami na poziomie, jego nadzieją na jakieś może i jakieś kiedyś i moim całkowitym tego negowaniem. Postanowiłam być fair i postawić kawę na ławę.

Erwin zostańmy znajomymi, to się nie uda, przepraszam.

Po chwili odpisał:

Wiem, sam miałem ci to napisać. Nie ma tego czegoś między nami. Ogólnie przy tobie nie czuję się swobodnie, nie jestem sobą. Nie powinno tak być.

Czyli zrozumiał. Czyli dobrze. Czyli mogę mu krótko i zdawkowo życzyć wszystkiego dobrego. Poszło.

Nim zasnęłam, tuż przed pierwszą w nocy usłyszałam, że zawibrował mi telefon. Schyliłam się po niego na tyle nieporadnie, że wyślizgnął mi się z ręki i upadł. Podnosząc go moją uwagę przykuł leżący na podłodze papierek. Podniosłam go. Rozwinęłam. Znajdowała się na nim wiadomość od Pana B.

‘Nie chciałem Cię budzić, zadzwonię wieczorem’.

Druga wiadomość, ta w telefonie, była od Erwina.

Przepraszam, że tak ci napisałem, wcale tak nie myślę. Sama nie wiesz czego chcesz, i tym mnie wkurzyłaś.

 Czyli jednak desperat.


Zamiast modlitwy przed snem wyrzuciłam z siebie bukiet przekleństw.
Odpłynęłam. Moja rzeczywistość była zdecydowanie popierdolona.

Poniedziałek

Zważywszy na wypitą wczoraj ilość alkoholu do pracy postanowiłam pojechać autobusem. Bolała mnie głowa, dusza i serce. Nie, to nieprawda. Głównie bolała mnie wątroba.

Wysiadłam dwa przystanki wcześniej. Spacer miał mi dobrze zrobić. Musiałam wymyślić jakiś plan naprawczy na swoją głupotę. Poszukać jakiegoś asa w rękawie, królika który mi wyskoczy z kapelusza.

Mniej więcej pięć minut przed godziną szesnastą zdobyłam się na odwagę i zaproponowałam Panu B. spotkanie. Odpowiedź przyszła szybko. Była krótka i konkretna.

Za godzinę, planty na Wrocławskiej, będę czekał przy małej fontannie.

Niespodzianka

Idąc wśród platanowych alejek znajdujących się w sąsiedztwie fontanny i parkingu samochodowego dostrzegłam dobrze mi znaną kolorową bluzę. Postanowiłam zwolnić nieco kroku, może też na kogoś czeka i zaraz odejdzie, nijak nie miałam ochoty się znów z nią widzieć… Nie dziś, nie teraz…

… a chwilę później przypomniałam sobie naszą sobotnią rozmowę, a raczej jej monolog aprobowany moim sporadycznym przytakiwaniem.

- Przepraszam, trochę podsłuchiwałam.… jeśli mogę coś powiedzieć… korzystaj z tego, że (tu wymieniła sto pięćdziesiąt moich nie istniejących zalet). Lepiej być singielką, niż panną w związku, w którym ktoś cię oszukuje. Mój chłopak coraz wcześniej wychodzi z domu i coraz później wraca. Wymyśla jakieś nadgodziny i delegacje. Jest ostatnio non stop aktywny w Internecie. Nagle założył konta na wszystkich możliwych społecznościowych portalach. Odmawia mi wspólnych wyjść, nie planujemy nawet wakacji. Ciągle ma mniej pieniędzy, i rzekomo nieplanowane wydatki, o których nie wolno mi wiedzieć ani słowa. Więcej trenuje, sporadycznie ze mną sypia. Wiem, że kogoś ma, i ja się dowiem kto to, wszystko jest kwestią czasu.

I wtedy puściła do mnie oko.

Przysunęła się bliżej.

- Ładne perfumy. Co to?

Ucieczka 


Połączyłam fakty. Zawróciłam i przyśpieszyłam kroku. Czy wtedy w klubie wiedziała? Czy to było przypadkowe spotkanie? Czy to się dzieje naprawdę. Nagle spostrzegłam się, że zaczynam biec. Oddech złapałam dopiero na przystanku. Oparłam dłonie na kolanach, opuściłam w dół głowę. Podnosząc się zobaczyłam ją jak przebiega przez ulicę.

A potem podjechał autobus numer trzydzieści siedem.

Epilog 


Po powrocie do domu postanowiłam się napić.

Dlaczego?

Jak to ktoś kiedyś mądrze powiedział: Najbardziej boję się whisky z colą, bo po whisky z colą niczego się nie boję.

Podobało Ci się? Będzie mi niezmiernie miło, jeśli zostawisz po sobie jakiś ślad. Możesz na przykład dać mi lajka. O tu: KLIK Instagram tu: KLIK

Na Wasze historie czekam tu: glupiesercee@gmail.com lub tu: KLIK
 
Źródło zdjęcia: unsplash com, fot. Pietra Schwarzler

Podobne wpisy

0 komentarze