A jeśli złamię Ci serce?



‘A jeśli złamię Ci serce?’

Wysyłasz mi krótkiego sms-a. Zadajesz mi krótkie pytanie. Jest noc, przed momentem wybiła druga godzina. Za oknem jak szalone ganiają się koty. Zaciskam dłoń na rączce żelazka. Nie mogłam zasnąć. Wibracja telefonu leżącego na komodzie na moment odciąga mnie od deski do prasowania.

A-co-je-śl-zła-mię-Ci-ser-ce… Czytam na głos. Nie śpisz? Myślisz o mnie? Martwisz się? 

Uśmiecham się, jestem zaskoczona. Za dużo Ci znów powiedziałam, za dużo znów wiesz, za dużo… Chyba nie powinnam. Co jeśli Cię zwyczajnie wystraszyłam? A co jeśli się czegoś domyśliłeś? A co jeśli znikniesz? 

‘A jeśli nawet nie spróbujesz?’

Wystukuję szybko i wysyłam, nim się rozmyślę, żeby Ci odpowiedzieć w ogóle.

Wiadomość doręczona. 

***

Mały jazzowy klubik. Obok połączona z nim część z szyldem ‘knajpka’. To taki zielony neon, coś na kształt tych ulicznych, spotykanych niegdyś na prawie każdym rogu. Uśmiecham się, ta nazwa ‘brzmi’ przytulnie i mniej oficjalnie niż klasyczna restauracja. 

- Mieliśmy rezerwację - Mówisz do zbliżającego się do nas kelnera.

- Zapraszam - Kieruje nas w sam róg sali. Siedzimy przy oknie, tuż obok migają białe światełka. Jesteśmy tu sami, panuje półmrok, na zewnątrz pada deszcz, duże krople uderzają o klubową szybę, ulegając rozpadowi. 

Siedzimy po dwóch przeciwnych stronach niewielkiego stolika. 

- Na co masz ochotę? – Pytasz mnie wertując swoją kartę. Jest inna niż te, które zdarzało mi się widzieć dotychczas. Ma formę czegoś na kształt codziennej, czarno białej gazety. A do tych mam wyjątkowy sentyment. Ale o tym… o tym może za chwilę.

- Obojętnie, przewracam jej kolejną stronę. 

- A co jadasz najczęściej? - Pada z twoich ust kolejne pytanie. 

- Najczęściej… najczęściej to jajka sadzone. 

Zatykasz usta dłonią, chyba Cię znacznie rozśmieszyłam. Wstajesz ze swojego krzesła, pochylasz się nad stołem i całujesz mnie w czoło. 

- To ja coś wybiorę, okej? Zgadzasz się, żebym sam podjął tę decyzję?

- Zawsze - Odpowiadam w pośpiechu. 

- Tylko moment, jest coś czego nie lubisz? Coś za czym nie przepadasz? Na co nie masz najmniejszej nawet ochoty?

- Decydować. Decydować nie lubię. Wiesz?

Nie wiedział, ale no skąd miał do cholery wiedzieć?

Makaron tagliatelle z kurkami, łososiem i sosem śmietanowym. Herbata jaśminowa.

- Spróbuj - Przesuwasz w moją stronę zieloną filiżankę i podstawek. Uwielbiam ją -Dodajesz. Jak mi się udaje dostać, to kupuję same kwiaty jaśminu i wtedy mieszam je z taką tradycyjną herbatą. Albo z zieloną. Pyszna - upijasz łyk. Przepraszam, nie zapytałem. Słodzisz?

Otwierasz cukiernicę, chcąc mi w tym pomóc. 

- Dwie? - Nabierasz kostkę na małą łyżeczkę, zadając mi kolejne pytanie. 

- W łyżeczkach dwie a w kostkach… a w kostkach to nie wiem.

- Dzieciaku - Znów się nade mną nachylasz, przekładając mi opadający kosmyk włosów za ucho. A w kostkach - Szepczesz… a w kostkach tyle samo.

Wychodzimy. Okręcam się nieśmiało, pomagasz mi założyć płaszcz. Czuję się trochę nieswojo, rzadko bywam w knajpkach, czuję na sobie wzrok innych ludzi. Krępuje mnie to, zupełnie nie wiem czemu. Mam w sobie coś takiego, że wolę się ukryć… przed całym światem. 

Odwozisz mnie do domu, rozstajemy się pod trzecią klatką mojego bloku.

- To tutaj, dziękuję. Wracaj ostrożnie.

- Odezwę się - Otwierasz jeszcze szybę i wychylasz przez nią głowę, kiedy ja już wybijam pośpiesznie kod domofonu. 

Wiem… Taką mam zasadniczo nadzieję…

***

‘Dziękuję’ – Jakieś pięć minut po tym, jak udało mi się wejść do domu przychodzi od Ciebie wiadomość, którą sygnalizuje krótka wibracja.

- Dzięki tato - Żegnam akurat w drzwiach ojca. Śpi? Wszystko w porządku?

- Śpi, w porządku. Córuś, a dobrze chociaż się bawiłaś? Coś mam wrażenie, że jesteś jakaś… smutna?

- Dobrze tato. Nie, nie jestem, wydaje Ci się tylko. No leć, późno już.

- Jakby co, to…

- Wiem tato. Dziękuję. Zadzwonię.

Zamykam drzwi i siadam oparta o nie plecami. 

‘Nie pisz jak prowadzisz, proszę.’- Odpowiadam Ci na otrzymanego przed momentem sms-a.

‘Stoję na światłach’ - Znów odpisujesz i jako dowód załączasz zdjęcie świetlnej sygnalizacji i składający się z trzech znaków interpunkcyjnych wirtualny uśmiech.

***

Boję się wiesz? Pytasz czy wpadnę a ja myślę o niezrobionym pedikiurze. Popijam zwykłą herbatę, wiesz, że do tej pory Ci się nie przyznałam, że nie lubię tej jaśminowej. I, że podobnie z grzybami, których nie tyle, co nie znoszę, to po prostu… nie jadam? Tylko z tym, że nie umiem decydować, to wtedy… to wtedy nie oszukiwałam. Nie lubię, nie umiem… Tak, zupełnie tak jak teraz. Wracam do tamtego wieczoru, tamtej nocy, tamtej kolacji.

A co jeśli złamiesz mi serce…
A co jeśli ja złamię Twoje?

Bo moje… Przecież moje… moje już kiedyś zostało złamane.

***

‘Dziś nie mogę, przepraszam. Coś mi auto nie chce odpalać. Muszę je oddać do mechanika.’

‘Jeśli chcesz, to się tym zajmę. Jutro. A dziś… dziś przecież mogę po Ciebie przyjechać. To jak?’

‘Śpij dobrze, dobranoc’

‘Dobranoc. Mam dziwne wrażenie, że mnie zaczynasz unikać. Chciałbym się mylić.’

Już nie odpisałam. Tego wieczoru. Następnego dnia. I kolejnego.

***

Wracam do tamtej sylwestrowej nocy, sprzed już prawie ośmiu lat. Stoję przy takim białym budynku, i na kaskadę fajerwerków patrzę zupełnie sama. Nie trzymam jak co roku kieliszka z szampanem. Trzymam rękawy kurtki, marzną mi dłonie, z sali balowej nie zabrałam rękawiczek. Jeden telefon zmienił całe moje życie. Kilka kieliszków wódki za dużo pozwoliło mi odkryć rażącą prawdę. 

‘Kocham Cię’
‘Ja Ciebie też’

Dwie wiadomości. Jego do niej. Jej do niego.

Słowa wygenerowane obok mnie. Przez kogoś mojego. Nie dla mnie, nie o mnie. Przy mnie.

Miłość moja, gdzieś indziej sercem i głową. Ciałem przy mnie, i to w bezwładzie. 

- Kim pani jest? - Mój jeden telefon, wykonany w obskurnej łazience. Spokój, opanowanie. 

- Proszę Pani. My się z Borysem po prostu kochamy.

***

Nie domyślasz się, prawda? Nie domyślasz się, że jestem po przejściach. Że jestem z przeszłością. Że walczę o przyszłość. Że ciągle próbuję. Chcę dla Ciebie dobrze, wiesz? Dlatego nie odbierałam. Dlatego nie odpisuję. Ja nie umiem w miłość już. Nie chcę, ponad wszystko nie chcę Cię ranić. Ty na to w żadnym razie przecież nie zasługujesz. Nie zasługujesz, wiesz, nikt nie zasługuje. Tylko ja kiedyś… jak widać czymś sobie na otwartą wciąż ranę czymś zasłużyłam.

***

- Helenka, umówmy się tak - Kucam przy niej i opieram swoje dłonie na jej kolanach. Poprawia opaskę na swoich włosach i kilka spinek. Uwielbia je ponad wszystko. 

- Umówmy się zatem że, w miarę możliwości postaram się spełnić Twoje największe urodzinowe życzenie. Ty napiszesz mi je na kartce, i zamkniesz w tej małej, niebieskiej kopercie – Wręczyłam jej nowe opakowanie z błękitną papeterią. Umowa stoi?

- Jasne. Uśmiech. Uśmiech. Uśmiech.

Za każdy uśmiech Twój… 

***

Nie poddajesz się. Na imieniny przysyłasz mi życzenia. Tak mnie boli, że nie mogę Ci na nie odpisać. Za wszelką cenę uciekam. Przecież jak się odezwę, to możemy zacząć… od nowa. Po co Ci to… Przed Tobą przecież świat stoi otworem. Oddech mi się spłyca za każdym razem kiedy pojawiam się w jakimś większym sklepie, obiekcie, galerii. Co będzie jak Cię spotkam? Ucieknę chowając się za pierwszym lepszym rogiem? Powiem, że się śpieszę, bo wpadłam tu tylko po ibuprom… dla sąsiadki? 

Kłócę się z przyjaciółką, gani mnie, uparcie broniąc ciebie. Zagłuszam ją. Gapię się bezwiednie w ekran telewizora, próbuję przerzucać kolejne kanały. Kanały? W kanał to już chyba wpadłam. Może kiedyś… Może kiedyś jeszcze mi się uda powalczyć z tym odbierającym mi dopływ powietrza, przygniatającym mnie z całych sił włazem.

***

U Ciebie wszystko jest takie ładne. Salon, sofa, oranżeria, patio ze szklanym dachem, odżywka do storczyka stojąca zawsze w tym samym miejscu. Moja sukienka w romby, czerwona szminka, na stopach czółenka. Rozglądam się, odpływam. Inny świat, taki… odmienny. Jeden kredens, dwa łóżka, półka, telewizor, paprotka na ścianie. U mnie jest tak bardzo inaczej. 

- Pięknie wyglądasz. 

- Coś mówiłeś? - Udaję, że nie usłyszałam.

- Że jesteś piękna, moja, wyjątkowa - Unosisz mnie do góry obracając dookoła.

Opieram się o Twój kuchenny blat, robię nam naleśniki. Siadam na wysokim taborecie, przewracam strony gazety, wyrywam jej poszczególne strony, nie mogę się powstrzymać, nie mogę przestać.

- Mogę ją zabrać? – Widzę twoją zdziwioną minę.

- Pewnie. Znów, w ten dobrze znany mi sposób nachylasz się nade mną. Buziak, czoło, uśmiech. Tak dobrze znany mi, generowany przez Ciebie rytuał.

***

Mam taką dziwną manię, że wydzieram pojedyncze słowa z gazet i tworzę z nich własne sentencje.

Nie można złamać czegoś, co jest już dawno złamane.

Siedzę nad lampką wina i płaczę. Wyklejam dalej.

Na chwilę, nie na zawsze.

Mocno po północy udaje mi się zorientować, że lampka wina stała się butelką, która jest już… pusta.

Nazajutrz rano na śniadanie jem rosół, nieopatrznie go rozlewam. Zamiast czajnika, włączam pralkę. Zamiast chleba kupuję drożdżowe ciasto. Wybucham śmiechem, przypomina mi się, że przed pierwszym spotkaniem ćwiczyłam chodzenie w szpilkach, naciągając na stopy… grube skarpetki. 

Tak bardzo się boję wpuścić Cię do mojego świata.

Ścielę łóżko, znajduję kopertę, którą już jak widzę wypełniła Helenka… Ciekawe…

***

‘Ada, jestem pod Twoim domem. Zejdź proszę. Nie, nie odjadę, choćbym miał tu stać do białego rana. Pamiętasz? Wtedy w tym jazzowym klubie powiedziałaś mi, że nie lubisz decydować. Więc pozwól, że teraz ja zdecyduję. Nie ruszam się stąd Ada. Nie ma na to żadnej siły.’

***

Po tamtej wspomnianej już sylwestrowej nocy został mi rozwalony (jak mi się wydawało) świat. Dwie kreski. Dziewięć miesięcy strachu. Kilkugodzinny poród, minutowa diagnoza. Zespół wad wrodzonych spowodowany obecnością dodatkowego chromosomu. Zespół downa. Początkowo nie zrozumiałam. Trzysta złotych alimentów na koncie co miesiąc. Krótkie zdanie – radź sobie. Bezgraniczna miłość. I ten strach, my, ja i ona. Skrępowanie, chowanie jej, obrona przed całym światem. Nikt Cię nie skrzywdzi, córeczko. Przecież Ci to obiecałam…

Czy wstydziłam się własnej córki? Nie. Bałam się, że ktoś ją zrani. Nie chciałam, nie mogłam. A jak kogoś polubi, pokocha, jeśli ktoś ją narazi na odrzucenie? Ona jest taka ufna… Uczuciowa, każdemu kogo spotka na swojej drodze oddana…

Chwytam w dłonie tę małą kopertę, tak bardzo ciekawa tego, o czym to moje dziecko marzy. Czego chce? Jakie są jej największe pragnienia. Odtwarzam w głowie zdanie, które jej wtedy powiedziałam...

- Kochanie, napiszesz na tej kartce, czego chcesz najbardziej. 

Zerkam na tę papeteryjną kartkę i powala mnie znajdujący się na niej napis.

Akceptacji innych, mamo. Nic więcej.

Przykładam ten papierowy arkusz do serca, i zalewam się łzami. 

***

‘Wejdź. Zapraszam. Chyba musisz kogoś poznać. Czeka-my’

***

Szalejemy w wesołym miasteczku. Patrzę na nich, wzruszam się, drżę. Żołądek przykleja mi się do kręgosłupa. 

‘A co jeśli złamię Ci serce’
‘A jeśli nawet nie spróbujesz?’

Dziękuję, że spróbowałeś.
Już dawno zostało posklejane.

***

Nikt mnie nie nauczył tyle co moja córka, w jednej chwili i to jednym krótkim zdaniem…




Podoba Ci się? Będzie mi niezmiernie miło, jeśli zostawisz po sobie jakiś ślad. Możesz na przykład dać mi lajka. O tu: KLIK

Źródło zdjęcia: www.unsplash.com, fot. Benjamin Combs

Podobne wpisy

0 komentarze